Zakamarki, Poznań 2016.
Szacunek
Pija Lindenbaum wie, co dręczy dzieci. Jak nikt potrafi zrozumieć maluchy, a bezcenne obserwacje przekłada na wyjątkowo trafne historyjki obrazkowe. Za każdym razem wyznacza inny kierunek opowieści i za każdym razem trochę tłumaczy świat dzieci im samym i dorosłym. W „Doris ma dość” odnosi się do motywu złości i poczucia krzywdy u maluchów. Jak zwykle nie nazywa precyzyjnie uczuć, bo o wiele ważniejsze jest to, co dzieci potrafią wyrazić i co robią niż psychoanalizy czy definicje.
Doris ma coraz bardziej dość – i coraz więcej powodów do złości. Na przyjęcie nie może ubrać się po swojemu, brat zabiera jej rower bez pytania, a nagroda, którą dziewczynka dostaje od mamy, traci na znaczeniu, gdy rodzicielka pozwala bratu na to samo bez żadnych ustępstw. Doris przekonuje się z chwili na chwilę coraz bardziej o niesprawiedliwości i rośnie w niej bunt. Nikt nie chce jej słuchać, nikt nie liczy się z jej zdaniem, a to rodzi frustracje. Najgorsze, że mama nic nie robi sobie nawet z ewidentnych sposobów wyrażania złości. Ignoruje zachowanie dziewczynki, chociaż powinna zastanowić się nad źródłem buntu. I wtedy Doris ucieka z domu, pozwalając sobie na silne zdenerwowanie. W wyobraźni przemierza dużo dalszą drogę niż w rzeczywistości, ale przy okazji wypracowuje sobie mechanizmy obronne. Uczy się mimochodem, jak radzić sobie ze złośliwymi koleżankami i jak pokonywać strach. Coraz lepiej poznaje siebie, przestaje więc być zależna od zdania mamy. Wie, jak zacząć walczyć o swoje. Teraz może wrócić do domu i stawić czoła trudnościom.
Tomik „Doris ma dość” jest picture bookiem i jako taki ma dosyć ograniczoną warstwę narracyjną. Pija Lindenbaum popisuje się tu piękną bajkową metaforą. Oto odwaga bohaterki rośnie w jej włosach. Doris początkowo nie ma szansy, żeby pokonać trudności bez wsparcia. Wyprawa po samodzielność sprawia, że w chwilach zagrożenia zaczynają ją swędzieć włosy – te włosy to rodzaj broni, potężnej, bo nieoczekiwanej przez antagonistów. W narracji autorka bardzo rzadko o nich wspomina, pozwala za to dzieciom obserwować zmieniającą się fryzurę bohaterki. Sama Doris nie do końca zdaje sobie sprawę z własnej odwagi (i z mocy włosów) – odkrywa to przypadkowo dopiero wtedy, gdy uwierzy w siebie. Teraz jest w stanie nawet przyznać mamie, co jej przeszkadza – i zostanie potraktowana poważnie.
Pija Lindenbaum o dziecięcych sprawach pisze ciekawie i z humorem, ale bez bagatelizowania trosk maluchów. Nie rozdziela świata wyobraźni i realiów, przeplata je, bo wie, że nikogo nie zdziwi straszny most nad krokodylem ani łasica w restauracji. Część udziwnień z fantazji przemyca zresztą do rysunków tam, gdzie dzieci spodziewają się raczej normalności. Przy tej autorce nigdy nie wiadomo, kiedy fantazja przedrze się do rzeczywistości. To zjawisko znane dzieciom z autopsji, dorośli o nim zapominają. Na ilustracjach z kolei Pija Lindenbaum zawsze mówi więcej – dzięki temu nie wzbudza sensacji. Bywały już u niej zakolczykowane opiekunki do dzieci czy tatuaże – tematy, które co bardziej konserwatywnych mogłyby zaszokować, zwykle niewprowadzane do bajek. Teraz pojawia się mama topless (a dokładniej, rozebrana do stanika), co również może być odczytane jako wyzwanie. „Doris ma dość” to tomik, który ważny jest również dla dorosłych: pokazuje i uświadamia rodzicom, jak pociechy wyczulone są na kwestię sprawiedliwości i jak ważna jest dla nich możliwość decydowania o sobie. Przecież Doris ma własne zdanie i chciałaby, żeby inni je szanowali. U dorosłych to normalne – więc dlaczego u dzieci ma dziwić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz