poniedziałek, 7 listopada 2016

Olga Rudnicka: Granat poproszę!

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Rozstanie

Przy Oldze Rudnickiej nudzić się nie sposób. W powieści kryminalnej „Granat poproszę” ta autorka sięga po sprawdzony motyw, w kobiecej literaturze częsty i już właściwie schematyczny – ale ubarwia go poczuciem humoru i rozmaitymi zbiegami okoliczności. Sprawa kryminalna schodzi na dalszy plan, do tego stopnia, że chociaż okładkowa notka jest trochę spoilerem, to nikomu nie przeszkadza. Fakt, że czytelnicy wiedzą z wyprzedzeniem, co wydarzy się z kochanką męża, nie odbiera przyjemności uczestniczenia w barwnej akcji. Do tego tym razem jest domowo, swojsko i przytulnie.

Rudnicka odwołuje się do motywu rozpadu małżeństwa. Pewnego dnia mąż pisarki romansów, Emilii Przecinek, odchodzi do innej kobiety. To wywołuje gniew nastoletnich dzieci bohaterki, Kropki Kropeczka, a także matki i teściowej, dwóch starszych pań, które do tej pory nie darzyły się sympatią. Babcie sprowadzają się do Emilii i wywracają do góry nogami jej dotychczasową egzystencję. Do tego terminy gonią, trzeba spłacać kredyt, a agentka i najlepsza przyjaciółka dosyć radykalnie zmienia wizerunek łagodnej dotąd Emilii. Bohaterka musi zacząć walczyć – w tym zawirowaniu nie ma nawet czasu przejąć się zachowaniem męża, który wplątuje się w poważną aferę.

„Granat poproszę” to książka skrząca się dowcipem. Rudnicka mniejszą wagę przykłada do śledztwa, znacznie większą – do budowania komicznych charakterów. Tu jeden ze śledczych jest zabawny w swojej bierności (nie zawodowej a romansowej), dzieci okazują się rezolutne i rozgarnięte w obliczu wyzwań, babcie z kolei dziecinnieją i ulegają karykaturalizacji. W domowym chaosie wszyscy jednak czują się dobrze. Ciągłe kłótnie, uświadamianie najmłodszych przez najstarsze, przedziwne zbiegi okoliczności to czysta przyjemność lekturowa. Olga Rudnicka nie potrzebowałaby nawet kryminalnej otoczki, żeby bawić się sytuacjami – a już scena z pierwszą wizytą wiarołomnego męża w dawnym domu to majstersztyk, którego nie powstydziłaby się Joanna Chmielewska. Kryminał wydaje się potrzebny dla zdynamizowania akcji (i w ogóle uzasadnienia domowych przetasowań), ale warstwa zwyczajności to źródło niekończących się żartów. Tu każda z postaci ma mocny charakter i każda służy czemu innemu w narracji. Autorka przy okazji ćwiczy różne metody wywoływania śmiechu. Ani na chwilę nie wypada z precyzyjnie przygotowywanego mikroświata. Tą powieścią może znacząco powiększyć liczbę swoich fanów.

Unika Olga Rudnicka rozmaitych pułapek częstych w obyczajówkach. Nie musi przedstawiać pisarskich próbek Emilii, żeby udowodnić, że bohaterka jest pisarką, nie poprzestaje na cytowaniu Kinga, kiedy chce, by nastolatka zyskała charakterystyczne cechy. Stawia wprawdzie na naiwną bezradność bohaterki, przynajmniej na początku tomu, ale pozwala jej dojrzeć i ulec metamorfozie. Nawet jeśli posługuje się chwytami znanymi z literatury rozrywkowej, układa z nich świetną historię. Rozwija się Rudnicka narracyjnie, a i w planie fabuły nie można jej nic zarzucić. Pokazuje, jak bawić się mrocznymi tematami czy wyznacznikami gatunkowymi. Prawdziwą potęgą w tomie „Granat poproszę” jest umiejętnie nakreślona rodzina. Domowość w zderzeniu z aferą kryminalną staje się nie mniej ekscytująca, a banalny rozpad małżeństwa przez kochankę męża traci na znaczeniu w obliczu galerii barwnych postaci i ich wybryków. Jest Olga Rudnicka autorką, która proponuje śmiech i rozrywkę, umiejętnie opracowując wyznaczniki gatunkowe kryminału i powieści obyczajowej. Zapewnia odbiorcom zetknięcie z nietuzinkowymi bohaterami i komiczne dialogi. Dojrzewa twórczo i wciąż cieszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz