Zakamarki, Poznań 2016.
Dom
Moni Nilsson jest tą autorką, która w lekturach chce rzucać dzieci na głęboką wodę i zderzać je także w bajkach z sytuacjami właściwymi dorosłemu światu. Nie ma dla niej tematów tabu: wie, że maluchy mogą stykać się z motywem rozstania rodziców i nowymi ich partnerami, z ubóstwem czy złem. Świat najmłodszych przez media elektroniczne przestał być sielanką – wiele historii już kilkulatki usłyszą w telewizji, w domach czy na podwórkach. W związku z tym nie ma sensu ukrywać prawdy i udawać w tekstach idylli. Dzieci z Raju na co dzień mierzą się z wyzwaniami ponad ich zdolności pojmowania. Tomik „Zlatko, Beza i złodziej”, kolejny w serii, to publikacja, w której autorka zajmuje się motywem bezdomności, biedy i uczciwości.
Podczas zabawy chłopcy z Raju trafiają na kryjówkę Śruby. Śruba jest bezdomnym, a kilkulatkom nie mieści się w głowach, że można żyć bez mamy, łóżka czy dachu nad głową, po prostu na kocu w krzakach. Nie wszyscy potrafią jednak współczuć miejscowemu włóczędze: Erik zamierza zabrać jego zbiór puszek i sprzedać. To rodzi najpierw burzliwą dyskusję o uczciwości, a później – pomysł, jak pomóc Śrubie. Dzieci przy drobnym wsparciu tatuażysty (kolejna postać, od której rodzice woleliby daleko trzymać swoje pociechy) przynoszą z domu różne niepotrzebne im przedmioty, które choć trochę umilą egzystencję Śruby. Bo przecież noce nie wydają się tak przerażające, kiedy śpi się w namiocie – w lecie brzmi to jak najlepsza przygoda – a stare radio dostarczy odrobiny rozrywki. Zamiast kradzieży „dobytku” w postaci puszek, mali bohaterowie wybierają wsparcie na miarę własnych możliwości. Ale jeśli liczą na wdzięczność Śruby, srodze się rozczarują, co też Moni Nilsson zaznacza. Bo tutaj, mimo rajskiego tytułu, wszystko okazuje się rzeczywistością, a ta rzadko bogata jest w bajkowe rozwiązania i baśniowe finały.
„Zlatko, Beza i złodziej” to krótka opowieść o skomplikowanych sprawach. Moni Nilsson stara się w pierwszej kolejności grać na emocjach bohaterów (więc i odbiorców) – nie trzeba rozumieć sytuacji Śruby, żeby nauczyć się mu współczuć, nawet kogoś, kto nie ma domu, nie wolno okradać ani krzywdzić, bo każdy człowiek zasługuje na szacunek. Dzieci są bezwzględne: najpierw Erik zamienia się niemal w oprawcę – nie słucha głosu rozsądku wprowadzanego przez kolegów, a zamierza przywłaszczyć sobie zebrane przez Śrubę puszki, później Erik staje się ofiarą zmuszonych do gwałtownej (a płynącej ze strachu przed łamaniem tabu) reakcji rówieśników. Diametralnie zmienia swoją postawę, kiedy Zlatko i Beza wymyślają, jak mogą być współczesnymi Robin Hoodami. To sygnał, że każdy błąd można naprawić.
Część pouczeń i wskazówek skrywa się tu pod ekscytacją wywoływaną śmiałym i niecodziennym planem. Dzieci starannie obmyślają swoje działania, sprawdzają, co mogą zrobić i wciągają w komitywę tatuażystę, aby ten zajął się przez jakiś czas Śrubą i pozwolił zrealizować plany. Doświadczają radości oczekiwania i przyjemności płynącej z pomagania innym. Moni Nilsson wie, jak rozbudzić w najmłodszych ciekawość. Erin Lindell opowiada tę historię obrazkami. Ponieważ tomik jest niewielki, przyda się jako pomoc w ćwiczeniu samodzielnego czytania – chociaż autorka umożliwia też inicjowanie rozmów na temat biedy, bezdomności czy uczciwego podejścia lub współczucia i pomagania innym. „Zlatko, Beza i złodziej” to mocna w swojej wymowie historyjka o szacunku dla drugiego człowieka – każdego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz