piątek, 18 listopada 2016

Ela Piotrowska, Marta Lipecka: Ranczo. Kulisy serialu

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Z telewizora

Dziesięć sezonów spędzonych w Wilkowyjach i decyzja o zakończeniu produkcji to dobry moment na podsumowania. Dla fanów serialu „Ranczo” tom przygotowany przez Elę Piotrowską i Martę Lipecką to pozycja obowiązkowa, inni odbiorcy mogą się natomiast przekonać, dlaczego ten akurat cykl uznawany jest za ważny i uznany, jak niewiele telewizyjnych produkcji obecnie. „Ranczo. Kulisy serialu wszech czasów” to właśnie próba odnotowania tej wyjątkowości, a i sprawdzenie, jak ekipa filmowa zmieniała oblicze Jeruzala, telewizyjnej wsi Wilkowyje.

Od początku wiadomo, że będzie to publikacja pisana z perspektywy fanów i z wielkim uznaniem dla miłośników serialu, zwanych Ranczersami. Zresztą autorki sprawiedliwie dzielą uwagę między aktorów i twórców – a fanów czy mieszkańców wsi. Sięgają po rozmaite fragmenty maili scenarzystów, zapiski scenariuszowe czy wypowiedzi z wywiadów i komentarze grających. Z tego, co widzą autorzy, budują jedną część tomu (drobne fragmenty dialogów to już raczej ozdobnik i wynotowywanie co ciekawszych puent do opowieści). Drugą, nie mniej ważną część stanowi zdanie fanów. Ranczersi czują się silni – to dzięki ich zdecydowanym akcjom serial mógł być kontynuowany po pierwszej serii, wydaje się, że oni chcą rządzić widzami na planie. Mają coś do powiedzenia na temat każdego z ekipy filmowej, pojawiają się w różnych odcinkach jako statyści i bardzo przeżywają udział w serialu. Za ich sprawą odbiorcy zyskują dodatkowe spojrzenie na kulisy „Rancza”, chociaż jest to spojrzenie bezkrytyczne i oparte na zachwytach z każdego elementu pracy.

Autorki tomu sprawdzają, jak dzięki serialowi zmieniał się Jeruzal i jego mieszkańcy. Tu stawiają na reportaż- rozmawiają z ludźmi, wynajdują anegdoty, tropią metamorfozy. Filmowcy czasami pomagali niektórym rodzinom (i po zakończonych zdjęciach nie przywracali obejścia do pierwotnego stanu), a początkowo nieufni miejscowi z czasem zaczęli doceniać ekipę i ułatwiać jej pracę. Przez lata wszyscy zżyli się ze sobą i to książka ciekawie pokazuje (oczywiście chciałoby się poznać i drugą stronę medalu, ale na to w tym wypadku nie ma co liczyć). W tomie „Ranczo” znajduje się trochę wiadomości ważnych dla fanów, kilka „sztuczek” czy komplikacji. Autorki podkreślają sposób filmowania i przygotowywania autorów – precyzję w odwzorowywaniu kostiumów czy… filmową biografię wsi.

W tej książce znalazło się też miejsce na tropienie związków serialu z rzeczywistością – cieszą zwłaszcza przypadkowe (niemal wizjonerskie) pomysły związane z polityką czy lokalnymi odkryciami. Jest mowa o łamaniu ciszy wyborczej, o poruszaniu tematów społecznych i „misyjności”, ale i o życzliwej pomocy miejscowego proboszcza. Sympatycznym akcentem stają się wzmianki o wpływie serialu na odbiorców: czasami pomysły scenarzystów pozwalały widzom znaleźć rozwiązanie własnych problemów. To dowód, że warto starannie przygotowywać tego rodzaju produkcje.

Piotrowska i Lipecka nie szukają przyczyn fenomenu „Rancza”, wolą za to pokazywać, jak wspaniała atmosfera panowała na planie i wśród ekipy oraz naturszczyków. Tu wszyscy się nawzajem chwalą i wystawiają sobie laurki, od czasu do czasu rzucą anegdotą. Niczego innego nie można się zresztą po takiej publikacji spodziewać, fanom serialu, czyli odbiorcom historii, to oczywiście wystarczy – będą mogli raz jeszcze przenieść się w wilkoryjską rzeczywistość i dać się oczarować opowieści o serialu, który gromadził przed telewizorami tłumy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz