środa, 16 listopada 2016

Beata Tadla: Czego oczy nie widzą. Opowieści z życia (poza) telewizyjnego

Rebis, Poznań 2016.

Sekrety

Beata Tadla tworzy książkę, w której plotkarsko-anegdotyczna forma kontrastuje z autobiograficzną treścią. „Czego oczy nie widzą” to zestaw komentarzy zakulisowych, dotyczących pracy w radiu i telewizji, zwłaszcza w tych punktach, w których rodzą się niezdrowe domysły czy fałszywe przekonania części odbiorców. Beata Tadla sama czasami łapie się za głowę, gdy dociera do niej, jak dalecy od prawdy mogą być ludzie. Tom układa więc z bardzo krótkich rozdziałów wyjaśniających – hurtem – wiele niedomówień. Ponadto autorka przekonuje też swoich czytelników, że praca prezentera telewizyjnego nie polega na czytaniu tekstu z promptera (w wersji damskiej – w makijażu, w wersji męskiej pod warstwą pudru).Zabiera odbiorców do swoich najtrudniejszych wyzwań: jeszcze raz będzie tu mowa o katastrofie smoleńskiej czy o krwawych wydarzeniach na Ukrainie, innym razem zaistnieje relacja z wręczania Oscarów. Dużo w tej książce polityki. Tadla czasami przytacza anegdoty o spotkaniach na wizji i poza nią przedstawicieli przeciwnych ugrupowań, to znowu dla równowagi opowiada o postawach ludzi nauki. Przy okazji polityki może raz jeszcze przedstawiać siebie: odnieść się do zarzutów sympatyzowania z niektórymi partiami czy do komentarzy o nadmiernej surowości wobec polityków na wizji. Bywa zabawnie, ale i przerażająco. Autorka stosunkowo często pisze o próbach wpływania na treści prezentowane w programach – i podkreśla własną nieustępliwość w tym temacie. Zwykłym odbiorcom nie jest to potrzebne, u rozpolitykowanych i tak nie wpłynie na zmianę zdania – ale składa się na obraz pracy w mediach. Zamyka tę publikację motyw czystek w mediach publicznych i tu też najsilniej odzywają się emocje, czemu trudno się dziwić.

Tadla łączy w swojej opowieści niemal dwie skrajne postawy, jak dwa różne charaktery. Z jednej strony przedstawia siebie jako profesjonalistkę, która świat mediów poznaje od drugiej klasy liceum, nie boi się ciężkiej pracy, trudnych warunków ani wyzwań. Podporządkowuje się pracy, co zresztą owocuje niegroźnym na szczęście udarem, żyje mediami i potrafi wytłumaczyć w przystępny sposób, jak cała telewizyjna machina działa. Z drugiej strony wyłania się kobieta niemal bezbronna, wrażliwa na krzywdy i niesprawiedliwości, często płacząca czy poruszona. Dwie Tadle, w efekcie ta pierwsza może zaliczać na wizji drobne wpadki (do których teraz się odnosi), a ta druga nabiera stopniowo życiowej mądrości. Owszem, w „Czego oczy nie widzą” Beata Tadla za każdym razem znajduje sobie usprawiedliwienie i ripostę dla krytyków czy krzykaczy, ale ma do tego pełne prawo, w końcu to jej książka, z subiektywnym, co oczywiste, punktem widzenia i jednostronnymi wspomnieniami.

Nie ucichną po takiej książce pieniacze i awanturnicy, ci, którzy nie pozwalają dziennikarzom czy prezenterom na najmniejsze błędy i nie wybaczają pomyłek – to byłoby zbyt piękne. Ale zwykli odbiorcy być może zyskają nieco szerszą perspektywę lub nowe spojrzenie na trudności zawodu i będą traktować goszczonych prawie codziennie w domach za pośrednictwem telewizji z większą dozą wyrozumiałości, z sympatią czy życzliwością. „Czego oczy nie widzą” to tom napisany „normalnie”, właściwie potocznie, brzmi jak relacja koleżanki, nawet mimo tonów goryczy jest lekki i bardzo szybko się go czyta. Beata Tadla trafi nim nie tylko do swoich fanów – spotka się również z wszystkimi zainteresowanymi kulisami pracy w mediach. Przynosi ta książka sporo śmiechu, ale i obawy co do kształtu programów informacyjnych zdominowanych przez rządzących.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz