Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
W kosmosie
Dzieci otrzymują już ósmy tomik z serii Wielcy i sławni, tym razem poświęcony Neilowi Armstrongowi. Tę historię ponownie przygotowała Roberta Edwards, niezrównana poszukiwaczka ciekawostek dla najmłodszych. Z jej krótką i rzeczową opowiastką maluchy będą mogły snuć proste marzenia o dalekich kosmicznych wyprawach – i przeżywać to samo, co bohater tomiku. „Kim był Neil Armstrong” to przede wszystkim odsłanianie sekretów wyprawy na Księżyc (plus, oczywiście, całych przygotowań), z drobną dawką wiadomości o życiu prywatnym nietuzinkowej postaci. Autorka, zgodnie z wymogami serii, wzbogaca też tomik o dodatkowe informacje w ramkach: to dane stanowiące kontekst dla opowieści. Nie rozbijają narracji, a sporo dzieciom objaśniają. Tym razem owych ramek-rozkładówek jest bardzo dużo, czemu trudno się dziwić: w końcu opowieść o lotach kosmicznych jest zagęszczona faktami. I tak ta autorka znakomicie sobie radzi z przedstawianiem sytuacji.
Pierwsza scena to start rakiety. Obserwują to – wśród tłumów ludzi – dwaj mali synowie Armstronga i jego żona. Nie wiadomo jeszcze, czy misja Apollo 11 się powiedzie, czy zamieni się w spektakularną katastrofę, przynajmniej nie w warstwie narracji. W tym miejscu Edwards urywa – i cofa się w czasie. Z dzieciństwem Neila Armstronga tym razem autorka rozprawia się szybko, kładąc nacisk na marzenia o lataniu i fascynację modelami samolotów. To zaledwie jeden krótki rozdział – później przychodzi czas na opisy realizacji śmiałego marzenia – lekcje pilotażu, wypadki czy udział w wojnie. Tu akcja toczy się bardzo szybko, między innymi dlatego, że autorka wyraźnie nie chce wchodzić w nieciekawe z punktu widzenia dziecka szczegóły. I tak musi poświęcić trochę miejsca na kosmiczny „wyścig” między Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Powraca też od czasu do czasu do prywatności Neila Armstronga: zwłaszcza do śmierci jego malutkiej córeczki. To wydarzenie przyćmić może jedynie właściwy temat tomiku, czyli wyprawa w kosmos. Dzieci z pewnością nie zdawały sobie sprawy z zakresu przygotowań do tego przedsięwzięcia. To, że astronauci mogli przećwiczyć stan nieważkości w spadającym samolocie (co trwało… trzydzieści sekund), jeszcze wydaje się zrozumiałe. Ale już obozy przetrwania w dżungli to ciekawostka, na którą mało kto by wpadł. Autorka przywołuje takie smaczki i sprawia, że dzieci zechcą pozostać przy lekturze. Przekonają się również, że nie wszyscy astronauci z misji mogli stanąć na Księżycu. Od startu rakiety Edwards towarzyszy im non stop i nie pomija nawet tak błahych szczegółów jak… śniadanie. Tłumaczy, jak rakieta działała, pokazuje historyczne momenty i sprawdza, co czuli astronauci. Zbiera informacje techniczne, na których będzie zależało małym czytelnikom, ale nie zamienia bohaterów w roboty – pamięta o ich przeżyciach. Po locie na Księżyc znów następuje przyspieszenie opowieści – przecież w oczach najmłodszych nic już nie przebije epokowego wydarzenia. Roberta Edwards tworzy zatem opowieść z wyczuciem, pamięta o dziecięcych marzeniach i wie, co spotka się z największym uznaniem. Dba o aspekt edukacyjny: przygotowywane do tomiku ramki daleko wykraczają poza to, czego dzieci dowiedzieć się mogą w szkole, a przygotowane zostały tak, żeby zaspokajać ciekawość. Tu omawia się między innymi konstrukcję rakiety i statku kosmicznego (na dokładnych rysunkach), czy sylwetki innych pilotów lub astronautów, tu pojawia się też temat niebezpieczeństw płynących z lotów kosmicznych.
Tomik zawiera mnóstwo czarno-białych ilustracji (ilustratorem jest tu Stephen Marchesi), imitujących realistyczne szkice (i zdecydowanie bardziej udanych niż obrazek okładkowy). Są to dodatkowe komentarze, łatwiej dzięki nim wyobrażać sobie omawiane scenki. Sprawiają też, że Neil Armstrong nie jest jedynym bohaterem tej publikacji: owszem, ważnym i intrygującym, ale – zgodnie zresztą z jego poglądami – tylko składnikiem większej całości. „Kim był Neil Armstrong” pokazuje, że seria rozwija się w dobrym kierunku – przynosi dzieciom wiedzę i zaspokaja ciekawość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz