sobota, 22 października 2016

Lisa Yee: Supergirl

Jaguar, Warszawa 2016.

Moc

W liczbie superbohaterów dziewczyny zawsze przegrywały z mężczyznami. A przecież w różnych potyczkach radzić sobie mogą równie dobrze. I także zasługują na supermoce. Mają nawet swoje liceum: do Super Hero High uczęszczają nastolatki, które mogą wykazać się magicznymi zdolnościami. Superbohaterki muszą tylko nauczyć się opanowywać swoje supermoce, ale to wyzwanie ponad siły młodych dziewczyn.

Lisa Yee zabiera małe odbiorczynie do zwariowanej szkoły razemz Supergirl. Kara to dziewczynka, którą rodzice sadzają w statku kosmicznym i wysyłają w przestrzeń galaktyki w ostatniej chwili: na oczach bohaterki planeta zostaje unicestwiona. Powrotu na Krypton nie będzie, a do tego braku dojdzie też dotkliwa tęsknota za rodzicami. Na Ziemi Kara trafia do państwa Kentów i traktowana jest jak młodsza kuzynka Supermana. Ale to nie zapewni jej prestiżu – relacje z koleżankami trzeba mozolnie wypracowywać. Kara, czyli Supergirl, od początku mierzy się ze sporymi wyzwaniami. Teoretycznie nic gorszego niż eksplozja unicestwiająca rodzinną planetę z jej mieszkańcami nie powinno dziewczynki spotkać, a jednak. Super Hero High pełne jest indywidualności. Supergirl czuje się tu jak Kopciuszek i przeżywa dylematy każdej „nowej”, sama sobie wydaje się niezgrabna, co podkreśla jeszcze jej moc – każde potknięcie się wywołuje katastrofę, a rozwiązanie („podwójne supełki”) musi dopiero nadejść. Należy poćwiczyć loty i siłę, a dla Kary wszystko jest nowe. I chociaż sieje wokół spustoszenie, potrafi obrócić rzeczywiste wypadki w żar. Stopniowo zyskuje przyjaciółki (mimo że nie wszystkim przypadnie do gustu). Potrafi śmiać się z siebie, nie wywyższa się za sprawą supermocy (w liceum superbohaterów wszyscy jakimiś dysponują). To bohaterka sympatyczna i mimo wad daje się polubić. Przesłanie od Lisy Yee jest jasne: bądź sobą, nie zamartwiaj się porażkami. Autorka ładnie uchwyciła podstawowe zmartwienia nastolatków pod pretekstem portretowania nieokiełznanych mocy bohaterki.

Całość wypada dość sztywno, to jest – mało plastycznie w narracji. Supergirl sporo przeżywa i autorka zajmuje się bardziej podawaniem odbiorczyniom zestawu wydarzeń niż budowaniem odpowiadających im opisów. Dba o to, by uczucia Kary i jej koleżanek były czytelne (ewentualnie – uzewnętrzniały się w dialogach), a dalej zaprząta ją tylko akcja. Splata ze sobą różne wątki: najważniejszy to sytuacja szkolna Kary. Ale pojawia się i zakazana możliwość teleportacji, i przyjaźnie (także poza kandydatkami na superbohaterki) i relacje z pracownikami szkoły. Ktoś tu odważa się marzyć, ktoś zamienia się w ideał. Kolejne uczennice przejawiają różne talenty – to okazja do nasycania prostej powieści komizmem. To lektura dla młodszych odbiorczyń, rodzaj bajki – współczesnej wersji historyjek pop o księżniczkach.

Najsilniejsza nastolatka na Ziemi, SUpergirl, ma swoje problemy, których supermoce nie rozwiążą. To również wskazówka dla czytelniczek – autorka pokazuje, że trzeba stawiać czoła wyzwaniom i w każdej sytuacji zdobywać się na odwagę do walki. Uczennice z Super Hero High stanowią wspólnotę, której można im pozazdrościć, ale nie są przez to wolne od problemów. Chociaż tomik „Supergirl” jest powieścią mocno konwencjonalną, liczą się tu najbardziej wskazówki dla odbiorczyń, życiowe wyzwania zakodowane w magicznych potyczkach. W takim ujęciu każdy może iść w ślady Supergirl i nauczyć się panować nad własnymi lękami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz