Zysk i S-ka, Poznań 2016.
Powrót
Nie ma jak opisać tomu wspomnień piwnicznych Leszka Długosza „Pod Baranami. Ten szczęsny czas”, skoro najlepszą autorecenzję proponuje sam autor, zamykając książkę. Na potrzeby odmalowania atmosfery Piwnicy pod Baranami musi zrezygnować ze skrupulatnych kronikarskich wyliczeń, z odnotowywania krok po kroku, kto, co i w jaki sposób. Matematyczne podejście, choć może przydatne kolejnemu pokoleniu badaczy, to zabieg nie do przyjęcia dla trzonu Piwniczan. Ponadto memuary rządzą się swoimi prawami – i artystyczne uwagi bardziej się tu sprawdzają. Leszek Długosz decyduje się na impresje, gdzieniegdzie przetykane anegdotą lub piosenką. Powraca myślami do chwil spędzanych w Piwnicy i doskonale wie, że mimo starań nie uda się tego przełożyć na opisy obiektywne i zrozumiałe dla postronnych. Wybiera zatem zanurzenie się w klimacie Piwnicy, przedstawia sylwetki najbardziej kojarzonych twórców i w lekko onirycznym, gawędziarsko-poetyckim wywodzie jeszcze raz przenosi się w najlepsze czasy Piwnicy pod Baranami. Bez pouczania potomnych, bez rzetelnego przeszukiwania archiwów. Stawia na własne wrażenia, wiedząc, że podobne świadectwo uczestnika wydarzeń artystycznych będzie równie cenne co „mędrca szkiełko i oko”. Czytelnikom zapewnia natomiast przedziwną podróż w czasie.
Owa podróż w czasie zaczyna się na planie języka. Leszek Długosz posługuje się piękną literacką polszczyzną, która w zalewie bylejakości i kolokwializmów wybrzmiewa wręcz nierealnie. Nie boi się złożonych konstrukcji zdaniowych, potrafi stosować imiesłowy, a jego tekst ma swoją charakterystyczną melodię – jeśli do tego dodać jeszcze specyficzną manierę, która nakazuje upiększać rzeczy trywialne, otrzymujemy opowieść nietransparentną. Kuszącą z jednej strony archaicznością, z drugiej natomiast – konceptem. Długosz potrafi bowiem prezentować anegdoty obyczajowe z wyczuciem puenty. Tekstowa elegancja wyklucza ostre rozwiązywanie konfliktów, nawet w motywach, które wywołują niezgodę autora, zwycięża klasa. O ile kilka dekad wstecz takie rozwiązania narracyjne nikogo nie mogły dziwić, o tyle dzisiaj stanowią już niemal ewenement i to nie tylko w pisarstwie memuarowym.
Leszek Długosz przywołuje postacie z Piwnicy, tworząc ich migotliwe i szybkie charakterystyki, zawsze życzliwie i z nutą nostalgii. Nie pisze przecież o postaciach anonimowych (chociaż interesują go również ci, którzy poza sceną dbali o Piwnicę). Przedstawia oczywiście Piotra (zwanego Skrzynią, rzadko w pisaniu o Skrzyneckim się to spotyka), Ewę Demarczyk, Dymnego, Krzysztofa Litwina czy Krystynę Zachwatowicz – i wielu innych. Odnotowuje adresy, składniki kabaretu, czasem wyzwania, czasem sztuczki na pozbycie się złych nawyków wykonawców. Przytacza fragmenty utworów i reakcje widowni. Wszystko nie po to, żeby stworzyć monografię Piwnicy pod Baranami, od tego Długosz jest jak najdalszy. Wprowadza jednak (i to po raz drugi, bo książka raz już ujrzała światło dzienne, chociaż nie w dużym wydawnictwie) własne obrazki, Piwnicę subiektywnie. Tylko takie pisanie może mieć sens, jeśli nie chce się zatonąć w zestawie dat i faktów. To, na czym Leszkowi Długoszowi zależy, to uchwycenie istoty zjawiska przez metaforyczną narrację. Momentami tom zamienia się w zbiór wspomnień o kolegach, którzy już odeszli, ale w „Pod Baranami” króluje jednak pogodny uśmiech, chęć ocalenia towarzyskich – i artystycznych – korzyści z nietypowego działania. Leszek Długosz świetnie zdaje sobie sprawę, że pokazuje wyimek Piwnicy, ale to jego własne spojrzenie i dlatego cenne.
Wspomnienia bogato zdobione są zdjęciami ocalonymi z wydarzeń, a czasami i z różnych prywatnych albumów. Bez tego trudno sobie wyobrazić malowniczą podróż po niezwykłym kabarecie. Leszek Długosz nie jest pierwszym, który pisze o swojej (i innych) działalności w Piwnicy – ale stawia na indywidualizm i świadomie wybiera sposób kreowania memuarów. „Pod Baranami. Ten szczęsny czas” to publikacja próbująca uchwycić istotę Piwnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz