czwartek, 6 października 2016

Anna Fryczkowska: Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)

Burda, Warszawa 2016.

Spotkanie

Zaczyna się bardzo obiecująco. Zwykle motyw książki w książce to dla autorów sposób na wypchanie narracji słabszym tekstem, nadanie historii objętości przy jednoczesnym oddaleniu od siebie podejrzeń o grafomanię. W końcu to, że bohaterce nie wychodzi pisanie, daje się zawsze potraktować jako prześmiewczą wprawkę, a nie błąd w sztuce. Ale Alce pisanie wychodzi bardzo dobrze, do tego stopnia, że krótkie fragmenty z psychologicznie oczyszczającej zemsty na mężu zaczynają wciągać. Ale one nie będą Annie Fryczkowskiej potrzebne, jedynie dla udowodnienia, że Alka ma dobre pomysły w pisaniu. Chociaż to nie ona została okrzyknięta nową królową kryminału, a Bietka, jedna z przyjaciółek. Bietka talentu nie ma, za to potrafi zręcznie wykorzystywać podsuwane jej bon moty. I bryluje w mediach, co zwłaszcza dzisiaj nie może być bez znaczenia. Teraz Alka nie znosi Bietki – cóż z tego, skoro obie spotykają się na babskim zjeździe u Zuzi. Zuzia jest dobra, ciepła i serdeczna. Nie ma w sobie nic z wampa, wszystkim chciałaby nieba przychylić. Przybywają też Daria – przyszła polityk – oraz Hania, zawsze wszystkim pomocna, chcąca ratować świat. Do pięciu przyjaciółek trochę przypadkiem dołącza Uliana, ukraińska pomoc domowa Zuzi. Bo Kalina, siostra Zuzi nie wlicza się do tego grona. Ma umysł dziecka, cierpi na autyzm i prawie nie ma do niej dostępu – gdyby nie jej rysunki, w ogóle nie byłoby z nią kontaktu. W domu, do którego drogi odcięła śnieżyca, dochodzi do zbrodni. To znaczy, że zabić musiała jedna z pięciu kobiet.

Anna Fryczkowska ma dwie patronki w tej historii. Zaczyna metodą Joanny Chmielewskiej – jest miło, wesoło i ciekawie, skupia się bardziej na obyczajowości. Wprowadza komizm do życiowych scenek i urozmaica życiorysy postaci. Śmiech to sposób na sprowadzenie czytelniczek do opowieści, zaangażowanie ich w świat przyjaciółek i prezentację bohaterek. Kolejne sylwetki muszą budzić ciekawość – są dobrze skonstruowane i wyróżniają się z tłumu. Potem Fryczkowska przechodzi w Agathę Christie, zresztą te inspiracje zaznacza w fabule. A kiedy ginie jedna z bohaterek, wprowadza motywy z thrillera psychologicznego. Teraz już nie ma mowy o rozrywce, atmosfera coraz bardziej gęstnieje. Pojawiają się tematy ciężkie i odsuwające literackie skojarzenia. Fryczkowska stawia na kryminał już bez zabawowej otoczki i przyjacielskich wygłupów.

Dość precyzyjnie przedstawia się tu kolejne postacie. Autorka dba też o to, żeby jeszcze przez zbrodnią zrozumiałe stały się motywy każdej z bohaterek. Każda miała powód, żeby zabić i każda mogła to zrobić. Snuje intrygę niezależnie od interesujących życiorysów. Dba zatem o konstrukcję historii i o plastyczność narracji. W opisach zresztą ma do zaoferowania coś więcej: przerzuca część opowieści do potencjalnej książki Alki, sugerując tym samym przyszłość bohaterek i pozwalając im znaleźć właściwą linię obrony. Jakby tego było mało, głos zyskuje również Kalina. Jej wypowiedzi (monologi wewnętrzne, dostępne tylko odbiorcom) są fragmentaryczne i najbardziej niepokojące, wprowadzają element grozy do i tak już niewesołej sytuacji.

„Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki) to powieść, która już od tytułu sugeruje bogactwo intertekstualnych nawiązań i zabaw. Anna Fryczkowska zna możliwości gatunku i dobrze czuje się w budowaniu pełnych znaczeń sytuacji. Stopniowo odsłania przeżycia bohaterek, które wpłynąć mogły na interpretację morderstwa – i dostarcza odbiorczyniom mocnych wrażeń. Jest „Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)” popisem wyobraźni i logiki, jest udaną powieścią kryminalną nie tylko dla pań. Autorka ominęła niebezpieczeństwa powtórzeń i zaangażowała odbiorczynie w dynamiczną akcję ozdabianą celnymi charakterystykami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz