Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
Niby-wywiad
Nowy wywiad z Agnieszką Osiecką? Niezupełnie. A raczej – zupełnie nie. Violetta Ozminkowski stworzyła wywiad-rzekę z własnych półpytań dopisywanych do gotowych cytatów z wywiadów. Ten zabieg wydać się może nieco dziwny, ale stanowi ciekawy sposób na przybliżenie sylwetki i wrażliwości Osieckiej nowym odbiorcom. Fani znajdą dla siebie niewiele nowego, mogą ewentualnie przyglądać się samej osi quasi-wywiadu i sprawdzać, jak dziennikarka przygotowuje tę historię.
„Lubię farbować wróble” to efekt mody na wywiady-rzeki z artystami, ale doprowadzony do ekstremum, zabawa formą przy, co się tu mocno podkreśla, zachowaniu oryginalnych wypowiedzi poetki. Tym wszystkim, którzy będą się oburzać na wyrywanie opowieści z kontekstu czy manipulowanie, można więc jako kontrargument przedstawić autentyczność. To tylko zabawa formą, a i próba podzielenia okołobiograficznych (i autotematycznych) informacji tak, by stały się bardziej strawne dla masowego odbiorcy. Osiecka w tym tomie rzadko rozwodzi się nad jakimkolwiek motywem, fragmenty z wywiadów są przeważnie oszczędne. Nie da się też, co oczywiste, zadawać dodatkowych pytań – należy pamiętać, że to o rzeczywistości minionej mowa, nawet jeśli dziennikarka próbuje nawiązywać do znanych młodszym pokoleniom realiów.
Rolą Violetty Ozminkowski jest nawet bardziej udawanie dziennikarki, która rozmawia ze sławą, przynajmniej w założeniu, bo w realizacji Ozminkowski po prostu stara się nie przeszkadzać. Boi się bezpośrednich zwrotów do rozmówczyni, woli uciekać w bezosobowe i bezpieczne (a w żadnym razie – familiarne) ogólniki. Również z tego powodu częściej stosuje w formie pytań same hasła, jakby prowadziła grę w skojarzenia. Pozostawia za to w odpowiedziach Osieckiej bezpośrednie komentarze do pytających, żeby choć trochę uatrakcyjnić sztuczne spotkanie. Od czasu do czasu ujawnia wiedzę na temat Osieckiej: może posłużyć się cytatem lub odwołaniem do przeżyć poetki, ale na ogół stara się „pytać” jak najbardziej skrótowo i potocznie, jakby rzeczywiście prowadziła nieformalną, naturalną rozmowę. Oczywiście to ćwiczenia z dopisywania pytań do gotowych i potrzebnych akurat odpowiedzi, zatem Ozminkowski wcale nie musi precyzować, co ma na myśli, naprowadzać na konkrety i gimnastykować umysłu, żeby dociec prawdy. Wie, że uzyska dokładnie taką odpowiedź, jaką zna. Nie wyprzedza historii. Rodzi się pytanie, czy nie łatwiej byłoby stworzyć po prostu mozaikę z cytatów – ale takie książki już się pojawiały, a wyimaginowany wywiad-rzeka jest jednak w pewnym stopniu nowatorski. Prawdopodobnie nie przyjmie się wśród zwykłych czytelników, którzy woleliby raczej przedruki całości niż pojedyncze opowieści zlane w jedno, ale można było spróbować, żeby podtrzymać zainteresowanie Osiecką w serii.
W tomie „Lubię farbować wróble” pojawi się niemal wszystko, co z Osiecką związane. Trochę rozważań o znajomych i kochankach, trochę o piosenkach i sztukach teatralnych, ogólnie o tworzeniu i ogólnie o życiu. Ma być ta publikacja swoistą reklamą Osieckiej, pokazaniem, że była to autorka z krwi i kości, chłonąca codzienność, dokonująca również na użytek wywiadów celnych i ważnych obserwacji. W takim ujęciu nie dziwi, że Ozminkowski próbuje się schować, nie przeszkadzać swoimi „pytaniami”. One są tylko innym od opracowania sposobem na przytoczenie ciekawostek i rytmu biografii. Nieprzypadkowo Osiecka w tej książce nie ma wieku. „Lubię farbować wróble” staje się wstępem do tematycznych poszukiwań dla młodszego pokolenia zafascynowanego Osiecką: szybko, blisko i bez emocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz