Egmont, Warszawa 2016.
Za smokiem
Pojawił się na rynku komiksowym tomik interesujący i naprawdę zabawny dla czytelników. Maciej Jasiński i Krzysztof Trystuła powołali do istnienia krasnoluda Napa, żeby dostarczyć odbiorcom rozrywki płynącej z przełamywania konwencji. W kresce i pomysłach da się dojrzeć inspiracje komiksami Janusza Christy (coś jak powrót do Mirmiłowa, tyle że uproszczonego) oraz Szarloty Pawel, są tu elementy zaczerpnięte ze Smerfów, ale i tematy z klasyki literatury fantasy. Źródeł natchnienia jest wiele, ale „Smocza kraina” nie jest zlepkiem zapożyczeń, to barwna historia w stylu, którego najbardziej brakuje dzisiejszym czytelnikom. To komiks sycący i burzliwy, drwiący sobie z najczęściej spotykanych rozwiązań fabularnych, a do tego bajkowy.
Lord Dartor wchodzi w posiadanie krasnoluda. Baśniowego stworka bardzo chce uratować królewna oraz syn jej niani (ustępujący królewnie dla świętego spokoju). Klara i Rodrick uciekają z gnomem i ignorują fakt, że według wszelkich wierzeń krasnoludy to istoty kłamliwe i niewdzięczne. Uczucia macierzyńskie i naiwność królewny sprawiają, że ta ładuje się w kolejne tarapaty. Jeśli weźmie się pod uwagę, że Klarę i Rodricka ściga lord, najgorszy z jego sług i gadający pies, trudno porzucić tak obiecującą lekturę. Autorzy bawią się stereotypami, stosują absurdy, odwołują się do znanych fabuł, ale i pozwalają bohaterom ostro się przekomarzać. Do tego dochodzą smoki, magiczne eliksiry (i konsekwencje ich stosowania), pościgi i… towarzystwo idiotów. „Smocza kraina” ma fabułę rozpiętą na motywie pogoni – ale w taki sposób, by wykorzystać jak najwięcej znanych akcentów. Nic dziwnego, że Jasiński i Trystuła potrafią śmieszyć. Mają też wyczulenie na komizm i właściwie nieograniczoną bazę chwytów wyzwalających śmiech. Nic na serio, to ich dewiza tutaj.
Maciej Jasiński umie uruchamiać oczywiste żarty w ripostach albo budować zupełnie nowe puenty do bajkowych sytuacji. Radzi sobie z żartami bez odwoływania się do dowcipów obiegowych, lubi zaskakiwać czytelników nonsensami. Wie, że w tak przygotowanym komiksie może pozwalać sobie na dowolne wyobraźniowe szaleństwa, im bardziej zwariowane dialogi i sytuacje, tym lepiej. Z kolei Krzysztof Trystuła rezygnuje z piękna i wygładzanych kształtów. Doskonale radzi sobie z odwzorowywaniem emocji, ale i z karykaturami (królewna przez cały czas szczerzy śnieżnobiałe zęby, jak przystało na gwiazdę). Niby rezygnuje z zapełniania tła drobiazgami, ale nie pomija sygnalizowania różnych faktur: tworzy trochę pod przygody Kajka i Kokosza, ale nieco bardziej drapieżnie. Lubi też dodawać pojedyncze kadry eksponujące uczucia i emocje. Poza kolorami do wypełniania konturów stosuje też cienkie kreski lub wzorki tuszem, co jeszcze potęguje wrażenie ruchu. W efekcie tomik przyjemnie się ogląda.
„Smocza kraina” to bardzo udana próba zaistnienia na rynku komiksowym i przyznają to wszyscy, którzy cenią sobie inteligentną rozrywkę oraz zabawy konwencjami. Autorzy nie próbują nikogo edukować, stawiają na przyjemność lekturową i nieźle im to wychodzi. „Smocza kraina” to zaproszenie do świata fantastyki, ale w krzywym zwierciadle. Tutaj na pierwszym planie są dobre pomysły na rozwój akcji, równolegle z udanymi ilustracjami. Zgrywa się to z poziomem komizmu i czytelnicy uzyskują satysfakcjonującą całość. „Smocza kraina” to historia przemyślana pod kątem świata przedstawionego i dopasowanych do niego bohaterów. Nie jest przypadkowa i pozostaje mieć nadzieję, że doczeka się kontynuacji. Warto, żeby ten autorski duet co pewien czas o sobie przypominał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz