sobota, 30 lipca 2016

Meg Rosoff: Moje nowe życie

Ya!, Warszawa 2016.

Katastrofa

Elizabeth nikt nie nazywa Elizabeth, bo do tej nastolatki bardziej pasuje imię Daisy. Ale już wkrótce będzie to miało minimalne znaczenie, bo zbliża się wojna. Bohaterka na razie nie przejmuje się potencjalnymi zagrożeniami, liczy się dla niej to, że nowa partnerka ojca spodziewa się dziecka i nie chce zajmować się zbuntowaną pasierbicą. Daisy z Nowego Jorku zostaje wysłana pod Londyn. Tam, wśród swoich kuzynów, ma zbudować sobie nową przyszłość. Nikt nie spodziewa się zakazanej miłości, a jednak pożądanie jest silniejsze niż rozsądek. Tyle że wojna staje się faktem i w jej kontekście – przy szeregu nowych okrucieństw – traci na znaczeniu miłość do zbyt bliskiego krewnego.

Wojna daje o sobie znać. Początkowo to tylko niepokojące sygnały, zbyt odległe, żeby skupiała się na nich młodzież, zapowiedź zmian. Nawet inicjujący ją atak terrorystyczny nie budzi grozy, choć media robią wszystko, żeby podgrzewać atmosferę. Dla Daisy liczy się jednak tylko Edmond. Meg Rosoff stopniowo wprowadza antyutopię. Już nie ma szans na ucieczkę, rzeczywistość wojenna jest coraz bardziej straszna. Może gdyby nastolatki mogły pozostać razem, wiele rzeczy by ich nie przerażało. Ale autorka je rozdziela: Daisy staje się mimowolnie opiekunką małej Piper, chłopcy zostają na miejscu. Dziewczyny czeka długa tułaczka i prawdziwa walka o przetrwanie w najbardziej niesprzyjających warunkach. Bohaterów nie ominą wojenne koszmary. Rosoff w pewnym momencie rezygnuje z parasola ochronnego: każe postaciom być świadkami scen, które nie dadzą się wyrzucić z pamięci – i równie mocno będą działać na odbiorców. To książka dla czytelników o mocnych nerwach, a do tego – nastawionych na wstrząsy i turpistyczne obrazy. Kiedy raz pojawia się śmierć, zostaje uruchomiona cała lawina tragedii. Na wojnie to jak najbardziej normalne, w powieściach dla młodzieży – rzadkie i mało akceptowane. Można zadawać sobie pytanie, czy większym przewinieniem staje się zakazana miłość i seks spokrewnionych nastolatków, czy armagedon w wykonaniu dorosłych. Dla Meg Rosoff to już nieistotne – w „Moim nowym życiu” chce tylko doprowadzić do zrealizowania celu, ponownego spotkania Daisy i Edmonda. Pamięta przy tym, że po latach okrutnej wojny młodzi ludzie nie będą już tacy jak wcześniej.

Wydaje się ta powieść – mimo tematycznego ciężaru – skrótowa i niewyważona. Najpierw długo się rozkręca, gdy Daisy usiłuje znaleźć dla siebie miejsce w nowym domu i przekonuje się o wzajemności uczucia Edmonda. Przyspiesza w momencie opuszczenia domu z Piper, za to bez chłopców. Później zamienia się w historię rodem z powieści drogi lub przeciętnej fantastyki – w wersji postapokaliptycznej, pełną wstrząsających obrazów podporządkowanych jednak tylko jednemu celowi. I to trochę za mało, żeby przeżywać tę lekturę tak, jakby na to zasługiwała. Autorka szuka tragedii, ale zbyt usilnie, za bardzo wierzy, że same sceny okrucieństwa czytelnikom wystarczą i uzasadnią akcję. Tyle że czekanie na jedyny możliwy finał to wszystko, co Rosoff oferuje.

Ta specyficzna powieść stała się już kanwą scenariusza filmowego i po latach powraca na rynek wydawniczy – ale na zupełnie inny grunt niż na początku XXI wieku. Warto sprawdzić, jak „Moje nowe życie” zadziała dzisiaj – i czy w ogóle, skoro zabiegi autorki trochę już są przebrzmiałe. Z pewnością nie jest to lektura dla nastolatków lubujących się w spokojnych i prawdopodobnych obyczajówkach. Meg Rosoff funduje czytelnikom mocne wrażenia, ale nie uzasadnia ich do końca, jakby w trakcie przeprawy straciła impet, jakby wystraszyła się dużej narracji i komplikowania wątków. Jeśli chce zaistnieć na rynku wydawniczym – to próbuje zrobić to tylko przez obecność drastycznych scen, a przecież to żadna nowość, nawet przy takim stężeniu zła. „Moje nowe życie” to proza surowa i nie dla wszystkich – jeśli jednak ktoś rozsmakuje się w tego typu fabułach, będzie kibicować Daisy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz