niedziela, 10 lipca 2016

Mary Simses: Apetyt na życie

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Ratunek

Bardzo prosty i romansowy scenariusz Mary Simses przekuwa na ciepłą i pogodną obyczajówkę, w której wprawdzie wszystkie chwyty są do przewidzenia – ale i która zapewnia relaks. Autorka trochę odwraca ostatnie trendy powieściowe. Jej bohaterka, Ellen, ma szczęśliwe życie i sprecyzowane plany na przyszłość. Nie narzeka na brak pracy ani pieniędzy – jest prawniczką, cieszy się także byciem kochaną: za trzy miesiące ma wziąć ślub ze swoim wspólnikiem z kancelarii, ukochanym i przyjacielem. To życie jak z bajki i nic nie trzeba w nim zmieniać. Ellen realizuje się nawet artystycznie: potrafi robić piękne zdjęcia, a początek temu hobby dała babcia bohaterki, ucząc ją zasad kompozycji i artystycznego spojrzenia. Babcia niedawno zmarła i pozostawiła wnuczce pewną misję. Kobieta ma pojechać do małego miasteczka i wręczyć list dawnej wielkiej miłości seniorki rodu. Ellen nie przypuszcza nawet, jak trudne to zadanie. Wprawdzie w Maine wszyscy się znają i wiedzą dużo o innych, ale…

Ellen zaczyna od poważnego wypadku: zapada się pod nią pomost, kobieta wpada do lodowatej wody i nie jest w stanie utrzymać się na powierzchni. Z opresji (i od bliskiej śmierci) ratuje ją Roy, a Ellen w podzięce oraz pod wpływem silnych emocji obdarza go filmowym pocałunkiem. Wszystko to dzieje się na pierwszych stronach tomu „Apetyt na życie” i zapewnia odbiorczyniom spragnionym burzliwości moc wrażeń. Już następnego dnia Ellen trafia na pierwszą stronę lokalnej gazety i pryska nadzieja na utrzymanie kompromitującego (poukładaną prawniczkę) wydarzenia w tajemnicy. Z dala od wielkiego świata Ellen na moment zapomina o dietach, zwalnia tempo życia i próbuje rozszyfrować historię sprzed dekad. Odkrywa też inną stronę siebie samej. Nie podejrzewała nawet, że tak łatwo rozstanie się z codziennymi przyzwyczajeniami. Wie, że narzeczony ani mama nie pochwaliliby jej spontaniczności, ale korzysta z chwili swobody i coraz lepiej się bawi. Roy, od początku kreowany na superbohatera, zaprząta jej myśli, ale też na przemian pociesza i drażni – bo nie próbuje nawet zrozumieć, że ktoś mógłby do tego stopnia wymykać się stereotypom. Roy myśli wprawdzie kliszami, ale żyje w zgodzie ze sobą i obce są mu dylematy Ellen.

Tom „Apetyt na życie” będzie dla odbiorczyń zestawem obrazków znanych i przewidywalnych, a mimo to przyciągających swojskością oraz ciepłem. Ma na to wpływ zestaw apetycznych potraw (niezdrowych, za to znakomicie poprawiających humor) i żywych uczuć między bohaterami. Jeżeli na początku autorka jednoznacznie opowiada się za nowym mężczyzną, ominie czytelniczki kibicowanie staremu, choćby i najbardziej sympatycznemu. Przemiana zależy od samej bohaterki: może ona wybrać drogę, którą podpowiada jej analityczny umysł – lub drogę wskazywaną przez serce. Wskazówką będzie też życiorys babci – romans z odległej przeszłości to również schematyczne rozwiązanie, ale do tej powieści i tak bardzo pasuje. Ellen ma podgląd tego, co stanie się kiedyś, co może wspominać, gdy jej życie dobiegać będzie kresu. Jej decyzje i tak są emocjonalne, ale przynajmniej zyskują sensowne uzasadnienie.

„Apetyt na życie” to książka dla fanek romansów i obyczajówek o nieskomplikowanym przebiegu, za to literacko dopracowanej formie. Chociaż już od pierwszych akapitów można się domyślić finału, to nie przeszkadza w kibicowaniu bohaterce. Do tego Mary Simses parę razy rozśmieszy, może czasami wzruszy co wrażliwsze odbiorczynie. Dostarczy im opowieści bajkowej, w której nie trzeba się doszukiwać specjalnie rozbudowanych przesłań. „Apetyt na życie” zestawia baśniowy scenariusz z prozą dla kobiet, dostarcza też rozrywki – bo do tego jest przygotowany. Nie przynosi zbyt wielu dylematów, poza jednym pytaniem o wybór życiowego partnera, za to zapewnia relaks wszystkim chcącym przy lekturze zwyczajnie odpocząć i zanurzyć się w nierealnym – alternatywnym świecie, w którym wszystko się jakoś ułoży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz