czwartek, 21 lipca 2016

Lele Pons, Melissa de la Cruz: Szkoła przetrwania. Do it for the Vine

Jaguar, Warszawa 2016.

Nieśmiałość

Lele przyciąga wzrok. Przybyła z Wenezueli do Miami High i już samo to wystarczyłoby, żeby rówieśnicy ją odtrącili. Nie pomaga też pechowość nastolatki – jeśli coś może się nie udać, na pewno spotka to właśnie Lele, a jej kompromitacja dokona się na oczach całej szkoły (albo przynajmniej najważniejszych rywalek). Lele ma blond włosy i duże cycki, a do tego wydaje się raczej nieśmiała. Ale odkrywa Vine, portal społecznościowy pozwalający jej wyrazić siebie przez filmiki. Bohaterka ucieka zatem w świat wirtualny, szuka tematów, które interesują nastolatki, często motywów damsko-męskich lub porad z kolorowych magazynów – i kręci krótkie nagrania, w których wyjaśnia własne podejście do tematu. W sieci staje się popularna (w podtytułach kolejnych rozdziałów można podziwiać stale rosnącą liczbę fanów). W końcu zostanie też dostrzeżona przez kolegów i koleżanki.

„Szkoła przetrwania” to ciekawa poppowieść dla nastolatek uwzględniająca aktualne trendy internetowo-towarzyskie. Lele Pons rzeczywiście dała się poznać jako „jedna z najpopularniejszych dziewczyn w sieci”. Współpracuje tu z Melissą de la Cruz, autorką poczytnych książek. Stąd i oryginalny temat, i specyficzna realizacja. Chociaż powieściowa Lele nie jest alter ego autorki, część wydarzeń zaczerpnięta została z życia – co powinno zwabić nastolatki. Lele o samych filmikach nie mówi zbyt wiele, przedstawia za to okoliczności ich powstawania. To, co zaakcentowane w tytule rozdziału, ma stać się uzupełnieniem do przeżyć bohaterki, sugeruje, do jakich przemyśleń ją doprowadzi. Całkiem dobrze się to sprawdza, bo nie zdradza przedwcześnie treści, a ciekawość obudzi. Lele zajmuje się kwestią traktowania nowych (i imigrantów) przez szkolne środowisko, przedstawia historię pierwszego zauroczenia, ale też imprezy czy domowe wyzwania. Radzi sobie też z rosnącą popularnością, zawsze stara się pozostać sobą, nie ma gwiazdorskich zapędów. Ale też nie jest zwykłą „grzeczną dziewczynką”. Lele – kiedy ktoś jej podpadnie – w narracji bardzo się wyzłośliwia. Zmienia nawet w opisach bieg wydarzeń, pozwalając sobie na okrutne zemsty. Wprawdzie tylko w ramach opowiadania – ale takie wplatanie najskrytszych fantazji bardzo ubarwia tekst i sprawia, że „Szkoła przetrwania” wzbogaca się o pokłady ironii.

U Lele ziszcza się sen kopciuszka. Poniżana (lub „tylko” ignorowana) dziewczyna przechodzi drogę od popychadła do wielkiej gwiazdy. To coś, co kilka(naście) lat temu byłoby nie do pomyślenia – w końcu Lele nie wydaje się ani specjalnie utalentowana, ani kreatywna. Dostarcza jednak swoim fanom rozrywki, trafia w zapotrzebowanie rynku, nie musi się nad tym zbytnio zastanawiać: robi to, co potrafi i odnosi sukces. To prowadzi do kilku ważnych refleksji na temat „kariery” czy popularności. Lele wcale nie szukała sposobu na wybicie się z grona rówieśników – dzięki temu może przekonująco zaprezentować drugą stronę snu o sławie. Dla czytelniczek będzie to ważna wskazówka.

Do bohaterki dostosowany jest język powieści. Lele nie może wysławiać się inaczej niż młodzieżowo, żeby nie stracić na wiarygodności. Jednak autorki zagęszczają narrację, dodają do niej składniki, których zwykle w prostych młodzieżowych obyczajówkach się nie szuka. W efekcie Lele chce się słuchać. „Szkoła przetrwania” porusza tematy stale obecne w historiach dla nastolatków, ale realizuje je w zestawieniu ze zdobyczami technologii (i nowych mediów). Lele Pons i Melissa de la Cruz nie przejmują się aspektami wychowawczymi, stawiają na to, co liczy się dla odbiorczyń. Zapewniają całkiem dobrą zabawę. Wprawdzie Lele nie musi robić zbyt dużo, ale konsekwencje jej wyborów są takie same jak efekty działań gwiazd muzyki. Rozrywka wkracza w lekturze do życia przeciętnej (albo nawet nieco dyskryminowanej) nastolatki o wysokim poczuciu własnej wartości – to temat wystarczający do tego, by przyciągnąć spore grono odbiorczyń. Autorski duet ma im coś do zaoferowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz