Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.
Ciężki sprzęt
Ta kartonowa książka może szybko stać się zabawką. Janusz Wyrzykowski zapewnia więcej rozrywki niż autorzy typowych publikacji, nawet tych kierowanych do najmłodszych. Chce również pamiętać o motywach edukacyjnych, bo dzisiaj to niemal obowiązkowy składnik każdego tomiku. „Żeloglutki na placu budowy” to propozycja dla małych amatorów sprzętu budowlanego i bajkowych stworków. Wychodzi z picture booka, co oznacza, że narrację dzieci będą tworzyć same. Na prawej części każdej rozkładówki pojawia się kadr z placu budowy. Bohaterowie – bezimienne żeloglutki, które są dokładnie tym, na co wskazuje ich nazwa gatunkowa – za nic mają zasady bezpieczeństwa. Włażą na sprzęty, swobodnie chodzą na przykład po ramieniu dźwigu i po dachach, zjeżdżają z betonem, wspinają się na wiatraki. Są wszędzie – Wyrzykowskiemu zależy na dzikiej, nieokiełznanej chmarze postaci. Żeloglutki są ciekawskie, wszędzie ich pełno – ale bez nich przecież plac budowy nie byłby inspirujący. Drugim motywem – poza bohaterami przyciągającym dzieci do oglądania tomiku staje się sama sceneria. Autor w każdym kadrze skupia się na innym miejscu, innym temacie i innym sprzęcie (oczywiście opanowanym przez żeloglutki). To, co dzieci zawsze przyciąga na spacerach – egzotyka sprzętu budowlanego – tu staje się podstawowym tematem, przepuszczonym przez filtr bajki. Są tu domy i ulice, są prace na wysokości i przyziemne, stawianie murów, zraszanie asfaltu, tynkowanie, wszystko, czego można się spodziewać. W związku z tym autor rezygnuje z komplikowania horyzontu – pierwsze plany są wystarczająco drobiazgowe. Wprowadza Wyrzykowski trochę humoru, kiedy przedstawia niektóre żeloglutki w strojach roboczych. Ilustracje nie są pstrokate, kilka kolorów i ich stonowanie sprawiają miłe estetyczne wrażenie. Autor zresztą zdaje sobie sprawę z wagi strony wizualnej – żeloglutki wprowadzają chaos i ten chaos trzeba jakoś uporządkować.
Lewa strona każdej rozkładówki to miejsce na lekcję. Żeloglutki pokazują tu kolejne maszyny z budowy, nazywają je i podają krótką charakterystykę (związaną z zadaniami sprzętu), czasami znajdują się tu jednak elementy odzieży roboczej lub krótkie informacje o bohaterach tomiku. Janusz Wyrzykowski proponuje również zagadki związane z wyszukiwaniem drobnych przedmiotów lub postaci, które wykonują określone czynności. To z kolei powrót do najbardziej klasycznych zabaw. „Informacyjne” strony z żeloglutkami są znacznie mniej skomplikowane pod względem graficznym, można przy nich odpocząć od placu budowy.
Ale po obejrzeniu wszystkich stron i skomentowaniu przedstawionych na nich wydarzeń, po wyszukaniu zaginionych elementów i wskazaniu konkretnych żeloglutków przychodzi czas na dalszą zabawę. Kartki z książki można wyrwać (żeby się nie pogubiły, okładkę zamyka się gumą) i ułożyć z nich wielkoformatowy obrazek. Nie koniec na tym: poszczególne strony mogą przecież posłużyć do uzupełniania budowanych z klocków ulic – dziecięca wyobraźnia nie zna granic i na pewno maluchy znajdą żeloglutkom wiele zastosowań.
Ta książeczka pokazuje najmłodszym nowe wersje starych zabaw i rozrywek, przybliża też zawsze intrygujące maszyny z placu budowy. Wyrzykowski sprawia, że na długo kilkulatki zaangażują się w przeglądanie tomiku i w wymyślanie kreatywnych przeznaczeń dla rozkładówek. Z chwilą, gdy kończy się tu jedna zabawa, niemal natychmiast zaczyna się następna – a dzieci poza tradycyjną książką obrazkową mogą też otrzymać w ten sposób nietypowe zabawki. „Żeloglutki na placu budowy” to ciekawa propozycja edukacyjno-rozrywkowa dla najmłodszych, próba innego niż zwykle potraktowania publikacji. W ten sposób książki dla maluchów nie wydają się nudne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz