Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
Korpokariera
Przeważnie w powieściach korporacyjny kierat to punkt wyjścia do zmian i faktyczny początek historii. Izabella Frączyk próbuje tym razem zupełnie innego rozwiązania i Anię wprowadza do prężnie działającej formy, zmuszając ją do udziału w wyścigu szczurów. Po odkryciu zdrady i po brawurowej zemście na narzeczonym bohaterka dostaje pracę w korporacji farmaceutycznej. Musi wspiąć się na wyżyny intelektu i uruchomić refleks, żeby przetrwać w nieprzyjaznym środowisku. Nie na wszystkich może liczyć, a chęć wykazania się zostaje źle przyjęta przez starszych stażem pracowników. Ale Anna nie ma w naturze poddawania się. Doskonale radzi sobie w każdej sytuacji. W końcu musi znaleźć szczęście.
Izabella Frączyk lubi mocne rozwiązania, w tej powieści też po raz kolejny stawia na śmiech: bawić będzie między innymi sytuacjami w ośrodku odnowy biologicznej, ale i niestandardowymi reakcjami na zawodowe wyzwania. Bohaterka ma barwnych przyjaciół, którzy w każdej sytuacji służą pomocą, ale potrafią też rozśmieszyć do łez. Kłopoty z facetami stanowią tu przyprawę całości, a nie podstawowy temat, Frączyk znów przez zmianę proporcji wygrywa na rynku.
Bohaterka tomu „Do trzech razy sztuka” nigdy się nie załamuje, chociaż los nie zawsze jej sprzyja. Nie wiadomo, skąd czerpie siłę, kiedy bliscy zawodzą – i dlaczego tak dobrze czuje się w pracy, która wielu czytelniczkom przysporzyłaby zbyt dużo stresu – ale nie ma na co narzekać, lektura rozwija się intrygująco. Warto zwrócić uwagę na urozmaicone międzyludzkie relacje. Ania nie funkcjonuje w próżni (ani w hermetycznym kręgu), inaczej układa się jej ze współpracownikami i zwierzchnikami, inaczej z klientami, inaczej ze znajomymi i przyjaciółmi – a autorka wszystko to potrafi podkreślić. Dobrze sprawdzają się tu wszelkiego rodzaju nieporozumienia i utarczki, funduje ich bohaterce Frączyk całkiem sporo. Ale dlatego też tworzy kobietę, która wiele zniesie i nie załamie się pod ciężarem wydarzeń. „Do trzech razy sztuka” to tom, który nie zawiera treści na siłę optymistycznych, ale i nie będzie przygnębiać. Frączyk po prostu ma swój styl pisania – i to styl całkiem niezły. Jedynym mankamentem na pierwszy rzut oka widocznym w jej narracji jest wciskanie na siłę wykrzyknienia „o matko” wszystkim postaciom po kolei. „Matkowanie” rzeczywiście może rozdrażnić, bo pokazuje też brak indywidualizowania językowego bohaterów. Ale Frączyk dostarcza tylu innych powodów do czytelniczej radości i satysfakcji, że można przymknąć oko na to niedociągnięcie. W „Do trzech razy sztuka” to akcja jest ważniejsza niż język. W niej dzieje się sporo – i to w przestrzeni raczej obcej dzisiejszym obyczajówkom, więc autorka ma czym zaimponować odbiorczyniom.
Izabella Frączyk sprawdza się jako autorka zabawnych powieści obyczajowych. Nie czuje szczególnego sentymentu do swojej bohaterki, może zatem dowolnie kształtować jej losy. To podejście sprawdza się przy budowaniu różnicowanej pod względem emocji i zjawisk opowieści. Anna pozwala inaczej spojrzeć na krytykowane zwykle wybory, nie może też narzekać na brak ekstremalnych czasami przygód. Izabella Frączyk to autorka, która już pokazała, że liczy się w literaturze kobiecej i nie powiela własnych pomysłów. Na każdą jej powieść czeka się z ciekawością i niecierpliwością. Ta autorka unika pośpiechu, tworzy fabuły gęste i oryginalne, bo też nie ogląda się na mody w konkurencji.
„Do trzech razy sztuka” to przyjemne czytadło dla pań, które nie lubią ckliwych i łzawych historyjek z idealizowaną miłością na pierwszym planie, za to cenią sobie bohaterki wyraziste, przebojowe i sympatyczne równocześnie. W życiu Anny dzieje się tyle, że można by tym obdzielić kilka postaci, więc nie zabraknie odbiorczyniom wrażeń. „Do trzech razy sztuka” to obyczajówka z pazurem, inteligentna i dowcipna. Frączyk nie zawodzi swoich fanek i z pewnością zyska nowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz