Rebis, Poznań 2016.
Miłość według schematu
Diego Galdino pisze bardzo proste historyjki, jakie mogłyby się znaleźć w kolorowych czasopismach dla pań. „Żeby miłość miała twoje oczy” to kolejny przykład romansu zbudowanego na oczywistym schemacie. Autor nawiązuje też do mody na toskaniana, chociaż zamiast rozwodzić się nad urokami pejzaży woli zajmować się parą bohaterów i przekonywać czytelniczki, że kto się czubi, ten się lubi. „Żeby miłość miała twoje oczy” to książka idealna dla tych odbiorczyń, które nie lubią literackich opisów, rozłożystych kontekstów ani specjalnych komplikacji między kochankami, za to lubują się w wielkich gestach i filmowych (chociaż już nieco wyeksploatowanych tak, że aż kiczowatych) scenach. Pisze Diego Galdino, żeby dać fankom romansów tylko to, czego się spodziewają – bez żadnych prób udawania lepszej literatury.
Tyron pochodzi z Australii, a do Toskanii przybywa, żeby zrealizować jedno ze zleceń. Jest malarzem i ma przygotować dziesięć obrazów z miejscowymi pejzażami. Ma naturę samotnika, więc niespecjalnie podoba mu się zainteresowanie, jakie wzbudza w gościnnym przecież miasteczku. Stara się odstraszać od siebie zbyt ciekawskich czy natrętnie życzliwych, żeby zapewnić sobie azyl. Sofia, piękna córka gospodarzy, na taką postawę reaguje wręcz alergicznie – i z włoskim temperamentem. Mimo różnic w poglądach bohaterowie szybko staną się parą. Niespodzianki, które później przyniesie im los (za sprawą autora) są niemal podręcznikowymi składnikami każdego romansu. Diego Galdino wcale nie szuka odejścia od schematu, wystarczą mu najbardziej typowe (i jednocześnie – najbardziej „wstrząsające” przeszkody na drodze do szczęścia. Bohaterowie wszystko muszą przezwyciężyć, bo tego wymaga hollywoodzki i naiwny scenariusz.
Diego Galdino akcję ogranicza do kilku wydarzeń, które zdefiniują związek Tyrona i Sofii. Pozwala, by opowieść rozgrywała się przede wszystkim w rozmowach. Początkowe problemy komunikacyjne szybko znikają i autor może składać dialogi z niekończących się ripost lub wyznań. Do minimum sprowadza wszelkie opisy – toskańskie piękno jest czytelniczkom zapewne doskonale znane, nie ma więc potrzeby, by o nim opowiadać, zwłaszcza że opóźni to prezentowanie żaru uczuć. Galdino wydaje się bardzo niecierpliwy, jakby chciał, żeby wszystko od razu stało się oczywiste i wypowiedziane. Nie chce czekać na pozytywne rozwiązania, nie pozwala też bohaterom zbyt długo dręczyć się niedostępnością. Pożądanie spala ich niemal natychmiast, a wszelkie problemy – w rodzaju rychłego rozstania – okazują się mało ważne w obliczu miłości. Galdino nie szuka sposobu, żeby przedstawić stopniowo rodzące się zauroczenie – od razu uderza w wielkie tony.
W efekcie tom „Żeby miłość miała twoje oczy” czyta się szybko – i nie pozostawia on śladu. Dla autora ważniejsze wydaje się mówienie o miłości (która pokona każdą przeszkodę) niż sama realizacja tematu. Nie ma znaczenia, że powołuje do życia papierowe postacie, skoro idea ich uczucia przez to staje się bardziej akcentowana. Dla tego autora fabuła nie jest istotna, podobnie jak styl pisania. Chce zaproponować lekką i prostą książkę dla romantyczek wierzących w „literackie” uczucie, przygotowuje więc historię niewymagającą. Łatwo wskazać punkty, które w założeniu miały wzruszać co bardziej wrażliwe czytelniczki, trudniej przy tym rzeczywiście ulec emocjom, choćby i przy najlepszych intencjach. Diego Galdino jest wtórny, nie proponuje nic nowego, a książkowe scenariusze nawet odziera z ich literackiego charakteru. Pozostawia w swojej powieści tylko to, czego szukać będą odbiorczynie spragnione bajkowej realizacji takiegoż romansu. Nie zmusza do wysiłków poznawczych ani do refleksji, lubi filmowe i jednoznaczne gesty – oraz jednokierunkowe opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz