niedziela, 12 czerwca 2016

Sue Atkinson: Jak wydobyć się z depresji

PWN, Warszawa 2016 (wydanie szóste).

Wskazówki

Coraz więcej mówi się dzisiaj o depresji, nie tylko w kategoriach choroby, ale i życiowej postawy. Sue Atkinson o depresji pisze nie z perspektywy specjalisty, przez wzgląd na własne doświadczenia i wielokrotne próby opanowania przytłaczającego smutku. Autorka po raz szósty wydanego tomu „Jak wydobyć się z depresji” swoje przemyślenia porządkuje, by pomóc przynajmniej części odbiorców – tym czytelnikom, którzy w ogóle zechcą podjąć wysiłek analizowania rozdziałów. Zdaje sobie sprawę z konieczności zwracania się o pomoc do specjalistów i nie kwestionuje tego – ale usiłuje też wypracować bariery ochronne, strategię postępowania, która uchroni przed częścią destrukcyjnych zachowań.

Dla Sue Atkinson pokonywanie objawów depresji jest jak wspinaczka górska – z tej metafory autorka korzysta przy budowaniu konstrukcji książki. Wygodnie jej odwoływać się do przekonujących gestów i wiele mówiących postaw. Zresztą samo wpadanie w depresję językowo kojarzy się z osuwaniem się w przepaść, metafora staje się zatem jak najbardziej uzasadniona. W samych rozdziałach natomiast Atkinson trochę oddala się od standardowych poradników. Chociaż wskazówki i uwagi porządkuje w czytelnych wyliczeniach, równie często sięga do własnych doświadczeń oraz do krzepiących cytatów z lektur rozmaitego rodzaju. Przez to próbuje dodać otuchy odbiorcom. Udowadnia swoim przykładem, że uda się zmienić nastawienie i przypomina, dlaczego warto to robić. Zamienia się w terapeutę-przyjaciela, dyskretnie pociesza i motywuje do działania. Robi tak przez całą książkę, staje się więc jasne, dlaczego zachęca do „wybiórczego” z niej korzystania – poza oczywistym faktem, że osoby w depresji nie zechcą podjąć takiego wysiłku, jest jeszcze pewna jednostajność porad.

Atutem autorki są jej własne zmagania z depresją. Atkinson bardzo zyskuje na wiarygodności zarówno wtedy, gdy proponuje, żeby nie planować więcej niż najbliższe dziesięć minut, jak i wtedy, gdy krytykuje „życzliwych”, nakazujących wzięcie się w garść lub służących dobrymi radami w oderwaniu od znajomości choroby. Daje czytelnikom prawo do złego nastroju i uciekania od świata, a przy tym pokazuje, jak łagodzić objawy depresji. Wylicza różne sposoby przetestowane przez siebie – takie, które na pewno nie zaszkodzą (odpowiednia dieta, wysiłek fizyczny, słuchanie muzyki), uczy cierpliwości i stosowania list. Kiedy kieruje do lektury lub terapeutów, podpowiada, jak z nimi rozmawiać, żeby zostać dobrze zrozumianym, nie bagatelizuje żadnych reakcji – bo doskonale wie, co ją samą doprowadzało do pogorszenia samopoczucia. Strategia przyjęta przez Atkinson jest bardzo wygodna (i przekonująca). Autorka często rezygnuje z pozycji wszechwiedzącej, zamiast udzielać odbiorcom rad, wylicza, co jej pomagało. Lista zadań jest gotowa, a czytelnicy nie mają wrażenia, że zmusza się ich do czegoś – i to wbrew ich woli. Dlatego „Jak wydobyć się z depresji” cieszyć się może tak wielkim powodzeniem.

Ta książka, jak zresztą wszystkie poradniki o podobnej tematyce, wymaga od czytelników samodyscypliny i chęci do pracy nad sobą. Nie ma zatem gwarancji, że pomoże wszystkim, którzy po nią sięgną. Chorym pokaże jednak, że nie są z problemem sami i mogą próbować ulżyć sobie w cierpieniu, a ich bliskim uświadomi przynajmniej część fałszywych tropów i niepożądanych postaw. Sue Atkinson nie zamierza się wymądrzać na temat depresji, nie podchodzi do tematu z punktu widzenia badacza ani terapeuty, co sprawia automatycznie, że posługuje się prostym, zrozumiałym dla wszystkich językiem. Jej wyznania oraz notatki staną się pomocne nawet bardziej dla tych, którzy wiedzą o swojej skłonności do wpadania w minorowe nastroje. Nie pozostawia ważnych pytań bez odpowiedzi i nie bagatelizuje problemu – zyska zatem zasłużone uznanie czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz