środa, 29 czerwca 2016

Emilia Kiereś: Haczyk

Akapit Press, Łódź 2016.

Zakrzywienie czasoprzestrzeni

Emilia Kiereś pisze baśnie, które dla niepoznaki zakorzenione są w realistycznej scenerii. Lubi uciekać w opowieściach poza znany świat, oddawać prawdziwe cechy czasów, miejsc i obyczajów nie dla odmalowywania codzienności, a dla stworzenia kontrastu z wizją absolutu. W „Haczyku” jeszcze raz przenosi się do dni przed wybuchem drugiej wojny światowej. Hubert, młody i sympatyczny chłopak otrzyma tu niespodziewanie moc, której pozazdroszczą mu literaccy bohaterowie z wielu powieści. Wszystkiemu winne mojry: jedna z nich roni (zakazaną) łzę nad ludzkim losem. Łza spada na ziemię i zamienia się w turkusowe szkiełko, umożliwiające zaglądanie w przeszłość i w przyszłość. To potężny dar. W 2012 roku Karol i Weronika odkrywają w domu walizkę z aparatem fotograficznym i starymi zdjęciami, na których coś się nie zgadza. Chcą rozwiązać zagadkę z przeszłości.

Emilia Kiereś sięga po motywy z dawnych przygodówek. Jest tu dziwny samochód, pojawiający się zawsze o tej samej porze i bez wyraźnego dla dzieci celu. Są wskazówki stopniowo nasuwające się bohaterom: zdjęcia w książce z biblioteki, klisza z aparatu. Jest szereg wiadomości nieco już dziś zapomnianych: Karol lubi fotografować starym aparatem, podzieli się wiedzą o wywoływaniu zdjęć – to dla dzieci przyzwyczajonych do cyfrówek ciekawostka. Autorka nawiązuje też do nie zawsze łatwych sytuacji rodzinnych: trzynastoletni Karol stracił niedawno ojca i wciąż do końca nie uporał się z tym wydarzeniem. Kilkadziesiąt lat wcześniej Hubert zamartwia się o chorą na serce mamę. Nie są to zjawiska, z którymi dzieci powinny się mierzyć – Kiereś tworzy z nich tło akcji, ale i tak w najważniejszym momencie bohaterowie muszą liczyć tylko na własne siły i umiejętności.

Bardzo ładnie dawkuje autorka napięcie. Każe zaginać czasoprzestrzeń i doprowadza do paradoksów nie po to, by przestawiać się na filozoficzne dywagacje, ale żeby wzbudzić jak najsilniejsze emocje. Operuje grozą i strachem w takich proporcjach, że chce się czytać dalej i dowiedzieć się, jakie będzie rozwiązanie. Portretuje mojry przy pracy, żeby zasugerować baśniowość, ale i kwestię przeznaczenia. W pewnym sensie zamienia fabułę w pokaz zasad konstruowania powieści i życia. Mojry zamieniają się w autorki, które decydują o losach postaci. Emilia Kiereś wszystko to nasyca niepowtarzalną atmosferą – właściwie nie wiadomo, co przyciąga do tomiku bardziej: czy wizja wpływania na bohaterów, czy – ich codzienność. Bo autorka także narrację i pozornie obojętne opisy dopasowuje do czasów. Przeskakuje między sierpniem 1939 roku i lipcem 2012, więc można stosunkowo łatwo wychwycić subtelne różnice. Kiereś specjalizuje się w melodyjnej narracji, czasami ważniejszej niż same opisywane wydarzenia. Dba o to, żeby słowa pasowały do scenerii, współtworzy nimi – a dokładniej: ich brzmieniami – przestrzeń działania. Rzadko kiedy transparentna przecież narracja staje się jednocześnie tak bardzo namacalna.

„Haczyk” to powieść tajemnicza i odwołująca się do odwiecznego ludzkiego pragnienia poznawania przyszłości. Emilia Kiereś imponuje w niej zabawami z czasem, chociaż na przykład detektywistyczne posunięcia młodych bohaterów wychodzą jej słabiej – ze względu na stopniowe podsuwanie kolejnych „przypadków”, składników szyfru. Ta książka nie jest zbyt długa – ani przesadnie rozbudowana mimo trzypoziomowej akcji – a jednak zrobi silne wrażenie na czytelnikach. Kiereś nikogo nie naśladuje, chce znaleźć własne sposoby na opowiedzenie atrakcyjnych historii. Nie prowokuje, za to szuka inteligentnych i wrażliwych odbiorców, którym powierza najtrudniejsze sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz