Egmont, Warszawa 2016.
Słoń
O samodzielnym Samuelu zwanym Samo można powiedzieć dużo – a każdy ma na jego temat inne zdanie. W tomiku „Samo dzielny lepiej wie” Zofia Stanecka pokazuje siłę dziecięcej wyobraźni oraz jej wpływ na codzienność. Któregoś dnia Samo budzi się i stwierdza, że jest słoniem. W związku z tym cały dzień podporządkowuje naśladowaniu tych zwierząt, najchętniej zresztą nie poszedłby do przedszkola tylko do zoo, ale tata zmusza go do zmiany planu. Od rana Samo chce jeść to samo co słonie (i tak samo, czyli trąbą), a w przedszkolu chce pryskać wodą. Samo ma własne zdanie na różne tematy. I, jak każdego kilkulatka, fascynują go zagadnienia związane z fizjologią. Ciekawi go, czy słonie puszczają bąki (i nie rozumie, dlaczego poruszanie tego wątku przy śniadaniu ma być nieeleganckie). Samo dziwi się, że dorośli nie angażują się w jego zabawy – chociaż z czasem podchwytują temat. Pani w przedszkolu uczy dzieci piosenki o zielonych słoniach, mama pomaga ulepić stado słoni z plasteliny, a tata czyta książkę Kerna (łatwo się domyślić, którą). Akcja – czerpiąca z codzienności – toczy się wokół tematu słoni, ale Zofia Stanecka nie rozpycha książki wiadomościami o tych zwierzętach, za to podpowiada, jak wykorzystać chwilową fascynację do wydawania dziecku odpowiednich poleceń. Samo chętnie pójdzie do przedszkola, kiedy dowie się, że i małe słonie muszą się uczyć. Wytrze ściany w łazience, jeśli pani zwróci się do niego jako do słonia. Stanecka podsuwa pomysł, jak uniknąć awantur o drobiazgi i udowadnia rodzicom, dlaczego warto słuchać pociech i uczestniczyć w ich wyimaginowanym świecie. Samo staje się o wiele bardziej posłuszny, gdy jego zabawy są akceptowane przez dorosłych.
Na końcu tomiku znajduje się kilka wskazówek specjalnie dla rodziców – oraz tłumaczenie postaw kilkulatków. To coś w rodzaju analizy psychologicznej w oparciu o historyjkę z książki. Tak autorzy pomagają dorosłym zrozumieć pociechy i przyczynić się do lepszego ich rozwoju, przypominają też, jak podchodzić do kwestii fantazji malucha. Warto zaznaczyć, że Samo jest w swojej kreacji bajkowej bardzo przekonujący – nie jako słoń, ale jako kilkulatek o jasno sprecyzowanych pomysłach zabaw na najbliższy czas. Stanecka pokazuje dziecko zdecydowane, nie zawsze posłuszne i grzeczne, a do tego – wysławiające się w specyficzny sposób (i to jeden z nielicznych książkowych przypadków, w których dziecięce seplenienie i szczebioty są jak najbardziej uzasadnione i nie rażą). Samo pokazuje, jak działa wyobraźnia.
A Zofia Stanecka zaskarbia sobie uwagę maluchów przez tematy zakazane: bo żadna zabawa nie może się równać z tematem pierdzenia słoni. Wprawdzie mama tłumaczy, że to nieeleganckie słowo, ale nie wiadomo, czy Samo w ogóle wie, co znaczy takie określenie. Za to informacją na temat gazów trawiennych chętnie podzieli się z każdym. Autorka uwiarygodnia przez to swoją postać, ale też zyskuje pewność, że najmłodsi zostaną z jej bohaterem do końca. Jednym prostym chwytem uzmysławia dorosłym, czym fascynują się kilkulatki – i od razu zapewnia sobie potwierdzenie obserwacji, bo na zniesmaczający rodziców fragment maluchy zareagują entuzjastycznie. Samo nie ma być postacią idealną czy podręcznikową – ma być prawdziwy, żeby w swojej prawdziwości dotarł do odbiorców bez większych przeszkód. Tomasz Samojlik proponuje ilustracje, które nie odwracają uwagi od wydarzeń, zabawne, ale drugoplanowe. A Samo jest młodszą wersją Basi – i kolejnym bohaterem, który przypomina, jak dobrze Zofia Stanecka obserwuje rzeczywistość dzieci i jak rozumie codzienne problemy i różnice w opiniach. Seria zapowiada się bardzo dobrze, Zofia Stanecka gwarantuje doskonałą jakość tomiku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz