poniedziałek, 2 maja 2016

Wioletta Leśków-Cyrulik: Sezon zamkniętych serc

Zysk i S-ka, Poznań 2016.

Strach

Wioletta Leśków-Cyrulik nie jest do końca przekonana, jaki los powinien spotkać jej bohaterów, nie chce też mówić czytelnikom wprost, co o postaciach z „Sezonu zamkniętych serc wie. Niby ma plan działania, ale sprawia wrażenie, jakby czasem sytuacja wymykała się jej spod kontroli. Akcję przenosi do Islandii, żeby tam sprawdzić, czy kilka osób może nareszcie odnaleźć szczęście. Agnieszka ucieka za granicę od złej przeszłości – z Darkiem, swoim chłopakiem i opiekunem. To, co przeżyła, uniemożliwia jej nawiązywanie normalnych relacji z mężczyznami, zresztą w ogóle stroni od ludzi, świadoma pokaleczonej psychiki i przesadnych niekiedy reakcji. W nowym otoczeniu może rzeczywiście odizolować się od świata (i zacząć od początku) – ułatwi to bariera językowa i nieśmiałość. Agnieszka stale wymaga opieki, a jednocześnie robi wszystko, żeby zrażać do siebie ludzi, nawet tych najżyczliwszych. Jedynym usprawiedliwieniem mają być jej traumy. Poza Agnieszką i Darkiem pojawia się tu Słowaczka Hanna, a także Rinke i Jón – przyjaciele, którzy na życie zarabiają jako fryzjerzy, choć marzyliby o artystycznych zawodach. Jest gej, który musi wyrzec się związku… kilkoro ludzi, z których każdy boryka się z prywatnymi demonami. I chociaż w narracji to Agnieszka jest tą najbardziej pokrzywdzoną, inni w takim samym stopniu zasługują na współczucie.

Leśków-Cyrulik akcję na początku tworzy ze strzępków wydarzeń. Prezentuje dziwne postawy i zachowania, sugerując, że mają swoje źródło w przeszłości, ale nie zamierza od razu wszystkiego precyzować, woli, żeby czytelnicy sami stopniowo się domyślali prawdy. Skupia się na teraźniejszości, a dzięki zmianie miejsca może wyizolować potrzebnych bohaterów z kontekstu i skupiać się tylko na ich wzajemnych sprawach. Bardzo zależy jej na podkreślaniu polonistycznych zainteresowań: wplata do lektury rozpoznawalne cytaty i traktuje je trochę jak odkrycia bohaterów. W „Sezonie zamkniętych serc” unika mówienia oczywistości, wyraźnie boi się powielania schematów z poczytnych obyczajówek, wybiera połączenie powieści psychologicznych z klimatem skandynawskich kryminałów. Otrzymuje więc książkę zimną, zwłaszcza w kwestiach interpersonalnych kontaktów. Bo przy takim prezentowaniu charakterów i zachowa trudno przyjąć do wiadomości kolejne poświęcenia. Bohaterowie są sobie obcy nawet wtedy, gdy przeżywają wybuchy uczuć, a Wioletta Leśków-Cyrulik skrywa się za słowami, zawsze wygodniejszymi niż prawda. Postacie na długo przemieniają się w roboty – między innymi za sprawą indywidualizujących je przeżyć (paradoks, ale tu stale potwierdzany). Poświęcenia dla innych nie dają tym innym szczęścia, są więc ciężkie do zaakceptowania, ale autorka nie przejmuje się tym – jej droga do sielanki musi być jak najbardziej wyboista. W „Sezonie zamkniętych serc” nie ma miejsca na ustępstwa i optymistyczne ścieżki. Tu każda rozmowa przesycona jest bardziej minorowymi tonami niż można by się spodziewać, a bohaterowie, którzy zawiedli się na przeszłości, nie mają zbyt wielu powodów do radosnego oczekiwania na przyszłość. „Sezon zamkniętych serc” to tytuł, który nie zapowiada rozterek i dylematów postaci w zimnej Islandii. Wioletta Leśków-Cyrulik chce się wyróżniać z tłumu autorek obyczajówek – huśtawką nastrojów i licznymi poważnymi przeszkodami na drodze do satysfakcji.

Autorka narrację składa z bardzo krótkich scenek, same – niewielkie – rozdziały rozbija na migawki z codzienności postaci. Chociaż nie jest z nimi blisko, podgląda je w zwykłych rozmowach i coraz bardziej burzliwych sytuacjach. Widzi więcej, bo czytelnicy nie znajdą nic ponad to, co im zdradzi. W „Sezonie zamkniętych serc” uczuciem dominującym jest strach – dzięki niemu Wioletta Leśków-Cyrulik panuje nad bohaterami i może zaprezentować potencjalny koszmar egzystencji. Nie będzie zamęczać psychologicznymi cierpieniami, ale też nie przynosi prostych życiowych wskazówek. Wszystko, by uciec od hollywoodzkich banałów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz