niedziela, 22 maja 2016

Hergé: Przygody Tintina. Błękitny lotos

Egmont, Warszawa 2016.

Trucizna

Kiedy fakir usiądzie na poduszce, podskakuje z bólu – identycznie jak zwykły człowiek, który usiadłby na potłuczonym szkle lub gwoździach. Tintin, który aktualnie jest gościem maharadży Rawadżaputalaha, znów podpada przestępcom, ale przy okazji poznaje lokalną kulturę. W „Błękitnym lotosie” komizm polega na dekonstruowaniu stereotypów oraz na rozbijaniu skostniałych zasad gatunkowych. Przygody Tintina zostają doprowadzone do absurdu przez liczne niebezpieczeństwa i fakt, że Tintin zawsze wykiwa gangsterów. Detektyw z dziecięcym loczkiem nad czołem, reporter, który zajmuje się chwytaniem groźnych przestępców, ma u przedstawicieli kryminalnego światka coraz gorszą opinię. Zyskuje też kolejnych wrogów – w efekcie bez przerwy wpada w poważne tarapaty. Nic dziwnego, że „Błękitny lotos” to kolejna część z mrożącymi krew w żyłach doświadczeniami.

Teraz Tintin ma do wykrycia pewną tajemnicę: musi znaleźć antidotum na truciznę szaleństwa. Do tego traci z oczu Milusia. Przekonuje się też, jak bogaci biali traktują tubylców w Chinach. Wstawia się za ubogim miejscowym rikszarzem, ratując go przed zemstą bezwzględnego bogacza. Równie łatwo jak zdobywa wrogów, zjednuje sobie też oddanych przyjaciół, którzy pomogą w trudnych chwilach. W „Błękitnym lotosie” rozmaite wątki zazębiają się z czasem. Tintin cały czas jest w ruchu, pomaga wszystkim i unika pułapek zastawianych przez przestępców. Podróż do Chin obfituje w nie zawsze przyjemne niespodzianki, sporo wydarzeń rozgrywa się nocą. Tintin zwłaszcza na początku nie wie, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, a gesty, które mają ocalić mu życie, wyglądają niekiedy jak ataki. Pojawia się tu wszystko, co w powieściach sensacyjnych istotne: pościgi, walki, tajne szyfry, przebrania, listy gończe, więzienia, podstępy… Nie ma chyba motywu, który zostałby pominięty. To sprawia, że akcja „Błękitnego lotosu” nabiera tempa i spodoba się dzieciom, a Tintin potwierdzi swój status superbohatera. Radzi sobie przecież z bardzo różnymi wyzwaniami, zawsze w ostatniej chwili.

„Błękitny lotos” poza szeregiem żartów ze stereotypów przynosi również egzotykę. Możliwość wprowadzania napisów w alfabetach Dalekiego Wschodu to kolejna płaszczyzna szyfrowania treści – i dowcipów dla fabuły. Koloryt lokalny nadaje się tomikowi i przez wszechobecne szyldy, reklamy czy ogłoszenia (bardzo rzadko przekładane!), i przez elementy architektury, stroje, a także rysy twarzy miejscowych. Tintin nie ma czasu na zwiedzanie – ale odbiorcy mogą podziwiać piękne wzory, dywany czy lampiony w ramach odpoczynku od śledzenia przestępców. Dla bardziej zorientowanych w różnicach kulturowych będzie tu kilka mniej oczywistych sygnałów przejścia do innej rzeczywistości.

I tym razem podczas lektury nie można narzekać na monotonię. Owszem, scenariusz będzie przewidywalny – przecież Tintin zawsze musi wyjść cało z opresji i przy okazji jeszcze pomóc nowym znajomym – ale kolejne jego działania wzbogacane są o drobne mrugnięcia okiem do czytelników lub o „kotwice” regionalne. W ten sposób „Błękitny lotos” zapewnia obfitującą w oryginalne wydarzenia historię. Warto jeszcze wspomnieć tu o Milusiu, psim towarzyszu Tintina, który tu wykazuje się ironią i mądrością. Tintin to postać w swoim idealizmie bardzo papierowa – a i tak może rozbawiać dzieci i oswajać je z różnymi literackimi konwencjami. To bohater, który dziś już nie mógłby zaistnieć na kartach komiksów czy powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz