wtorek, 31 maja 2016

Andy Griffiths: 39-piętrowy domek na drzewie

Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.

Maszyna do pisania

W końcu musiało do tego dojść. Andy i Terry rozbudowali swój 26-piętrowy domek na drzewie o kolejnych 13 pięter i mają teraz 39-piętrowy domek na drzewie. Spędzają w nim każdą chwilę – i nic dziwnego, bo w takim miejscu każdy siedziałby całymi dniami. Od czasu do czasu bohaterowie muszą pracować nad kolejną książką, ale na najniższym piętrze domku pojawia się maszyna, która przejmie obowiązki autorów i w krótkim czasie dostarczy wydawcy, panu Nochalowi, upragnioną pozycję (ze ściśle określoną liczbą stron). Tylko że we wszystkich bajkach wynalazki umożliwiające lenistwo w pewnym momencie psują się, co ma opłakane skutki. Andy i Terry też przekonują się, że maszyna do pisania książek nie była zbyt dobrym pomysłem. Trzeba by odmyślacza, żeby pokonał tak potężny twór. A kiedy odmyślacz wpadnie w szał odmyślania…

Andy Griffiths i Terry Denton wciąż się bawią. Wiedzą przy tym, że nie wszyscy dorośli rozumieją takie nieskrępowane korzystanie z wyobraźni – i próbują się trochę wytłumaczyć. W przewrotny i satyryczny sposób komentują historie z morałem, przekonują też, że piszą i rysują najlepsze historyjki na świecie. Przy programowaniu maszyny sprawdzają, jakie proporcje (i jakie składniki) powinna mieć idealna historia. I nigdy, przenigdy nie odwołują się do normalności. Bo o normalności piszą wszyscy. Andy i Terry mają tę przewagę, że stale rozbudowywany domek na drzewie uzasadnia ich dowolne szaleństwa. Utrzymują, że naprawdę przydarzyły im się najbardziej niemożliwe przygody – i właśnie po to sięga się po ich historie. Dla absurdu pozbawionego naleciałości pedagogicznych – i dla kreatywnych pomysłów.

Kiedy Andy i Terry są głodni, jedzą pianki. Kiedy rozmawiają, jednocześnie latają na odrzutowych krzesłach. Kiedy potrzebują rakiety, żeby dostać się na ciemną stronę Księżyca – rysują ją dzięki grze połącz kropki. Dzielnie stawiają czoła przeciwnościom losu i kryzysom, na które sami zapracowali. Wszystkich ich katastrof można by uniknąć, gdyby tylko bohaterowie nie działali impulsywnie. Oni jednak są jak dzieci – i bardzo chętnie wykorzystują każdą okazję do psot czy wygłupów. Każdy, kto ma w domu czynny niewybuchający wulkan, gmach opery i oczko wodne z żarłocznymi rekinami, od czasu do czasu pozwala sobie na niefrasobliwość.

Andy i Terry tworzą dla rozrywki (także – swojej własnej). Ich relacja to krótkie akapity przerywane rysunkami dzięki takiej nieco inspirowanej komiksem formie mogą dowolnie wydłużać dyskusje (składające się z powielanego fragmentu tekstu) czy wyliczenia. Słowa dopełniane są ilustracjami, te rozdmuchuje jeszcze wyobraźnia. Najważniejszy jest beztroski śmiech. A ponieważ to w dużym stopniu humor sytuacyjny oraz niski fizjologiczny i uwielbiany przez dzieci – nie obejdzie się bez zniesmaczających dorosłych żartów. Andy i Terry rozbawiają mimo to inteligentnie: dobrze wiedzą, czego oczekują dzieci – i tylko z tego układają swoją historię. To sprawia, że chociaż nie dałoby się przenieść ich doświadczeń na zwyczajność, maluchy będą śledzić akcję z zapałem i wiarą w kolejne doznania. Ta seria pokazuje, jak historia bajkowa może prześcignąć grę komputerową w oczach dzieci. Nie ma w niej dorosłej powagi ani patosu, nie ma cennych lekcji ani prawdy. Griffiths i Denton to duet, który przywraca dzieciom lektury niepoważne, tworzone dla czystej rozrywki. Udowadniają ci autorzy, że tylko fantazja pozwala kreować upragnione światy – i że nie ma żadnych przeszkód w tworzeniu własnych wielopiętrowych domków na drzewie. Tu czytelnicy bawią się tak samo dobrze jak twórcy – bo miejsca w domku wystarczy dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz