piątek, 1 kwietnia 2016

Steve McDonald: Fantastyczne miasta. Kolorowanka pełna niesamowitych miejsc prawdziwych i wymyślonych

Egmont, Warszawa 2016.

Ar(t)chitektura

Kolorowanki przeszły w krótkim czasie imponującą drogę: od klasycznych prostych rysunków dla dzieci po prawdziwe dzieła sztuki, do których cierpliwość mieć będą tylko nieliczni dorośli – zafascynowani oryginalnym hobby. Na rynku wydawniczym panuje kolorowankowy boom, graficy prześcigają się w pomysłach, jak przyciągnąć do siebie odbiorców i zapewnić im silne wrażenia podczas zwykłego kolorowania. Steve McDonald wybrał ciekawy sposób zaistnienia na tym terenie – do kolorowanek włącza nie wyobraźniowe światy, a rzeczywistość, udowadniając, że ona również może być bogata w kontury, kształty i twórcze inspiracje.

„Fantastyczne miasta” to książka dużego i nietypowego formatu. Każda z ogromnych kwadratowych stron prezentuje inne miejsce – z reguły istniejące naprawdę i możliwe do odwiedzenia. Autor czasem decyduje się na niedostępną dla turystów perspektywę, innym razem zamienia wybrany fragment miejskiego krajobrazu na mandalę lub kalejdoskopowy wzorek. W ten sposób przeplata fantazję z realiami, a wszystko podbudowuje jeszcze turystyczno-podróżniczą ciekawością. Każdy rysunek ma tu swój adres: przy stopce znajdują się wymienione (w kolejności alfabetycznej) miasta z dodatkowymi drobnymi komentarzami i numerem strony, na której można zobaczyć ich artystyczny odpowiednik. Strony nie są numerowane, bo ilustracje sięgają do krawędzi kartek, pozbawione są marginesów, przez co wydaje się, że rysunek może się rozciągać w nieskończoność – i że poza powierzchnią kartki ma swój dalszy ciąg do odkrycia. Ilustracje McDonald tworzy na podstawie zdjęć (tych nie udostępnia odbiorcom, chociaż spora część pochodzi z jego prywatnej kolekcji). To oznacza, że kolorowanka może zostać uzupełniona na co najmniej dwa sposoby. Po pierwsze – zgodnie ze stanem faktycznym. Tu warto odnaleźć przedstawione na rysunku miejsce (choćby w internecie) i próbować odtworzyć jego kolorystykę na kartce, w wersji nieco tylko komiksowej. Po drugie – i ten sposób zapewne wybierze większość odbiorców tomiku – można puścić wodze fantazji i bawić się kolorami, tworząc nietypowe i niespotykane w prawdziwym życiu zestawienia barw oraz faktur. To droga prowadząca do zrozumienia fenomenu „Fantastycznych miast”: niektóre rzeczywiście mogą stać się fantastyczne – jako miejsce mentalnej ucieczki czy wypoczynku.

Steve McDonald wydaje się szczególnie zafascynowany architekturą i wielkomiejskim zgiełkiem. Interesują go zwłaszcza fasady domów i kamienic, natłok budynków, czasem i sprzętu budowlanego. Pokazuje gęsto zabudowane uliczki i pejzaże z centrów miast, mnóstwo cywilizacyjnych zdobyczy, piękno ale i grozę wielkich budynków. W tym tomiku nie ma miejsca na człowieka, jest tylko ogrom wytworów człowieka, środowisko tak dalekie od natury, jak to tylko możliwe. Do tego autor bardzo często posługuje się lekko drżącą kreską, co jeszcze potęguje nieład miejsc – w ostatecznym efekcie bardzo malowniczych. Żeby „Fantastyczne miasta” nie przypominały dziecięcych kolorowanek, McDonald urozmaica grubość konturowej kreski, a to sprawia, że jego prace nie wyglądają jak komputerowe szkice. Kolorowanie „Fantastycznych miast” to wielkie wyzwanie ze względu na maleńkie szczegóły, ale też z uwagi na możliwość weryfikowania artystycznych wizji. McDonald mimochodem zachęca i do podróżowania – bo obrazami przypomina, jak wiele każdy z odbiorców ma jeszcze do odkrycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz