sobota, 16 kwietnia 2016

Santa Montefiore: Paryska nieznajoma

Świat Książki, Warszawa 2016.

Szczerość

Santa Montefiore specjalizuje się w powieściach romansowych o wielokierunkowych scenariuszach, ale w „Paryskiej nieznajomej” postawiła na statyczny obrazek z dość oczywistym schematem. W wypadku ginie lord Frampton. Do przeżywającej żałobę rodziny przybywa młoda kobieta, informując, że była nieślubną córką zmarłego. Chociaż nie miała zamiaru nawiązywać z nikim bliższych kontaktów, lubi przebywać z Framptonami. Tu każdy jest inny i każdy odnosi się do niej z niespodziewaną serdecznością. Tylko że Phaedra zna prawdę. Wie o niej jeszcze tylko prawnik rodziny. „Paryska nieznajoma” rozwija się tak, jak w oczach czytelniczek rozwijać się powinna – żadnych niespodzianek, żadnych zaskoczeń, wszystkie punkty kulminacyjne da się dużo wcześniej przewidzieć – i przygotować na nie. A jednak książka, jak większość powieści Montefiore, ma swój urok polegający w tym wypadku na umiejętnym operowaniu nastrojami postaci.

Smutek panuje tu tylko na początku, bo pojawienie się Phaedry oznacza przejście od rozpaczy do dającej nadzieję codzienności. Młoda kobieta wprowadza do domu ożywienie, jest sympatyczna i dobra, akceptuje drobne słabostki każdego z osobna i stanowi wyraźne pocieszenie. Jej rola nie polega na biernym przyglądaniu się domownikom – szybko staje się członkiem rodziny i wypełnia miejsce po zmarłym George’u. Sama też wiele zyskuje: otrzymuje prawdziwy dom i rodzinę, której dotąd nie miała. W nowej sytuacji odnajduje się znakomicie i na horyzoncie majaczą jej tylko dwa problemy: natrętne zaloty prawnika oraz… zakazana miłość do przyrodniego brata. A ponieważ Santa Montefiore chce, żeby wszyscy jej bohaterowie byli szczęśliwi, te wydarzenia muszą zyskać znaczenie.

„Paryska nieznajoma” to książka-azyl. Akcja toczy się tu niemal wyłącznie w posiadłości Framptonów – to schronienie dla każdego, więc nie dziwi, że i Phaedra czuje się tu najlepiej. Domownicy w większości są serdeczni i nie szukają problemów tam, gdzie ich nie ma, ze stoickim spokojem przyjmują zawirowania losu. Są w dodatku bardzo zdystansowani do tytułów i powinności wysoko urodzonych: mają poczucie humoru i potrafią znaleźć wyjście z najtrudniejszych sytuacji. Santa Montefiore tworzy więc dom, do którego każdy chciałby uciec w razie potrzeby. Zaprawia też powieść odrobiną dowcipu, przez co nie razi już jednokierunkowość wysiłków bohaterów. Autorka koncentruje się na odtwarzaniu rodzinnej atmosfery, towarzyszy więc postaciom w zwykłych zajęciach, spotkaniach towarzyskich czy posiłkach. Dużo czasu poświęca na rozmowy i drobne spojrzenia, które zdradzają więcej niż domownicy. I przy tym wszystkim wcale nie staje się monotonna. Warto – sięgając po tę lekturę – pamiętać, że Santa Montefiore jest mistrzynią obyczajowych narracji. W tej pozycji można to bez trudu prześledzić, bo nie ma pełnej zawirowań fabuły, która zaciemniałaby rozwiązania formalne. Montefiore nie przesadza z literackością (opowieść jest przezroczysta), ani z zaufaniem do opisów. Prowadzi historię tak, by czytelniczki miały wrażenie uczestniczenia w całej sytuacji (bardzo książkowej). Nie da się ukryć, i tak będą kibicowały Phaedrze, która tutaj przypomina bohaterkę dziewiętnastowiecznej powieści. W „Paryskiej nieznajomej” azyl objawia się również tłamszeniem czarnych charakterów. Owszem, pojawiają się tu postacie, które chcą zaburzyć kruche i tak szczęście u Framptonów, ale nigdy nie staną się wystarczająco silne, żeby przezwyciężyć ród. Montefiore zapewnia więc odpoczynek od skomplikowanych intryg, sekretów po grób i kryzysów – chce dostarczyć czytelniczkom prostą baśń z happy endem, który pogrzeb na początku już wystarczająco zapowiada. „Paryska nieznajoma” to powieść stonowana i spokojna, ale – jak wszystkie książki Montefiore – wysmakowana i dobrze napisana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz