Agora, Warszawa 2016.
Śpiewające wywiady
Coraz mniej odbiorców pamięta Roberta janowskiego z czasów „muzycznych” – teraz szeroka publiczność kojarzy go jako sympatycznego i wesołego popprezentera. I w tomie „Muzyka mojego życia” te skojarzenia niejeden raz powrócą. Autor przedstawia siebie w sposób zawoalowany, zapośrednicza autoprezentację. Zamiast – zgodnie z wydawniczą modą – decydować się na wywiad-rzekę i spisywać wspomnienia, przeprowadza krótkie i osobiste rozmowy ze znajomymi artystami, przedstawicielami różnych pokoleń. W ten sposób definiuje także siebie, nie odsłaniając zbyt wiele z życia prywatnego (lub, przez muzyczne zwierzenia zdradzając całkiem sporo). Na tomik składają się dwadzieścia cztery rozmowy, a wśród bohaterów między innymi są Natalia Kukulska, Anita Lipnicka, Sebastian Karpiel-Bułecka, Muniek Staszczyk, Maryla Rodowicz czy Stanisław Soyka. Każdy wydaje się tu serdecznym przyjacielem prowadzącego, skłonnym do dzielenia się wzruszeniami i sekretami z przeszłości. Płaszczyzną porozumienia jest muzyka – i to nie tylko od strony show-biznesu.
O każdym ze swoich gości Robert Janowski mówi najpierw kilka ciepłych słów. Chętnie chwali artystyczne dokonania (uwielbia odwoływać się przy tym do motywu bezludnej wyspy i zabieranych na nią płyt lub tekstów), każdy jest dla niego ważny przez muzykę towarzyszącą codziennemu życiu. Nie ma w tej postawie fałszywych pochlebstw, Janowski rzeczywiście zachwyca się konkretnymi utworami, nawet jeśli na masowej publiczności nie robią już wrażenia. Zawsze ma usprawiedliwienie – sentymentalny powrót do przeszłości czy olśnienie dzięki tekstowi. Tym entuzjazmem chce zarazić słuchaczy-odbiorców, a jednocześnie wprowadzić w klimat przyjacielskiej i nieformalnej rozmowy.
Bo Robert Janowski nie zachowuje się tu jak dziennikarz. Przede wszystkim jest kumplem (dobrze zorientowanym w muzycznej rzeczywistości, bo i samodzielnie jej doświadczającym). Z kimś łączy go wspólne dzieciństwo i szkoła, z kimś innym – festiwale. Odwołuje się do punktów wspólnych, nawiązuje do znajomości między rodzicami – nie chełpi się koneksjami, ale buduje płaszczyznę porozumienia. To dzięki takiej familiarnej atmosferze może błyskawicznie przeskakiwać w czasie i wywoływać różne tematy rozmów. Może zapytać o rodzeństwo, o instrumenty lub o narkotyki, powraca do dawnych przeżyć, ale komentuje też szczeniackie wybryki (patent z podglądaniem koleżanek). Nie przekracza pewnych granic, wie, na ile może sobie pozwolić, ale też nie szuka sensacji, wystarczającym ozdobnikiem książki są żarty wplatane we wspomnienia. Te rozmowy mają charakter nieformalny, co widać także w doborze słownictwa. Janowski w żaden sposób nie redaguje wypowiedzi pod kątem oczyszczania ich z kolokwializmów, nie chce, żeby brzmiały podręcznikowo i nienaturalnie. Autor pozwala sobie i swoim rozmówcom na rockandrollowy luz – owszem, dla młodszych pokoleń może to brzmieć zabawnie, ale też Robert Janowski nie może sobie pozwolić na wizerunek nobliwego pana dziennikarza – nie uzyskałby wtedy tylu ciekawych opowiastek i wpisałby się w nurt zwykłych, monotonnych wywiadów.
„Muzyka mojego życia” to książka przyjacielska – rozmowy w niej są krótkie i niespecjalnie głębokie (choć kolejni artyści czasami zanurzają się w przeszłość i posiłkują filozoficznymi spostrzeżeniami), poetyka plotki sprawia, że niewiele tu refleksyjnych perełek. Ma służyć rozrywce i być prezentem dla fanów – tę funkcję z powodzeniem spełnia. A Robert Janowski wciąż obecny w mediach z sukcesem wkracza na rynek wydawniczy i stara się zwrócić na siebie uwagę przez rozmowy z gwiazdami, które podziwia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz