Zakamarki, Poznań 2016.
Urok
Przedziwny jest „Chłopak z lasu”, jednocześnie prosty i metaforyczny, nieskomplikowany w warstwie słów, za to gęsty od symboli i znaczeń. To powieść niewielka, dotycząca dojrzewania – da się ją odczytywać jako szwedzką odpowiedź na modę na paranormal romances, zwłaszcza historie o zakazanych miłościach ludzi i wampirów w nurcie pop. A przecież „Chłopak z lasu” mimo programowej naiwności trzynastoletniej Mony zamienia się raczej w niepokojącą baśń niż w komentarz do trendów na rynku wydawniczym.
W życiu Mony nie działoby się nic ekscytującego, gdyby nie Mikael, tajemniczy i bardzo przystojny nieznajomy, który boi się wody, mieszka w lesie i który coraz bardziej angażuje myśli dziewczyny. Mikael irytuje i fascynuje, dla Mony to pierwszy przedstawiciel płci przeciwnej, na którego warto zwrócić uwagę. Powoli dziewczyna odrzuca ważne dotąd kwestie i coraz bardziej daje się omotać postaci, której pozornie wcale na tym nie zależy. I nie byłoby w tym pierwszym zauroczeniu nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Mikael nie ma prawdziwego imienia, a do tego jest trollem. W tym wypadku wakacyjna przygoda jest już wyborem na całe życie. Mona przestaje przejmować się bliskimi, tylko dla ukochanego chce poświęcić wszystko. Skazuje się na wieczną tułaczkę i poczucie niespełnienia – ale o tym jeszcze nie wie. Na razie jest pełna nadziei i ufna.
Mårten Melin przedstawia historię pierwszej miłości w baśniowej wersji, ale też z dużym nastawieniem na realizm otoczenia. Każdy gest wydaje się tu sensowny i zrozumiały. Powoli wyjaśniają się też okoliczne tajemnice i sekret znikających z pewnego gospodarstwa świń. Atmosferę wakacyjnego spokoju i nudy mąci niezdefiniowana groza. Zauroczenie w tej wersji nie jest idealizowane ani czyste, bo chociaż bohaterowie są bardzo młodzi, koncentrują isę na pożądaniu – ładnie w powieści maskowanym.
Ciekawy jest zresztą sposób prowadzenia narracji. Mona relacjonuje przygody, posługując się prostym językiem, z częstymi odwołaniami do dialogów. Nie zajmuje się specjalnie opisami, podkreśla własne uczucia precyzyjnie, szybko i bez sentymentów. To sprawia, że rozdziały automatycznie się skracają, aż dochodzą do karykaturalnie małych (jak na powieść) form. W dodatku w samej akcji dzieje się niewiele: wątek Mikaela, wątek Lukasa i jego farmy, gdzieś w tle ojciec czy przyjaciółka, która przełamuje barierę wieku niewinności. Rozdziały to czasem przygotowania do spotkania, czasem drobny z niego wyimek (zresztą – zapowiadany w tytule, na przykład „Całuję Mikaela”). Ta powieść rozgrywa się inaczej, polega na stałym wstrząsaniu czytelnikami za sprawą drobnych gestów – które niewiele znaczyłyby jako jedne z naturalnych doznań nastolatków – gdyby nie obiekt zainteresowań Mony. Szereg emocji kumuluje się w wizerunku Mikaela, jedynym elemencie wymykającym się znanej czytelnikom rzeczywistości.
Jest „Chłopak z lasu” powieścią, w której to, co niewypowiedziane, może być ważniejsze niż same słowa. Melin sięga po nieskomplikowaną fabułę, ale moc tej publikacji polegać będzie w dużej mierze na klimacie i na rysowaniu relacji między parą bohaterów. Mona walczy o własne marzenia, z których do niedawna nie zdawała sobie nawet sprawy. Teraz zyskuje w życiu cel, nawet jeśli miałaby za niego zapłacić najwyższą cenę. Czy to definicja młodości czy raczej obrazek z nastoletniej drogi do zguby – odbiorcy sami podejmą decyzję. Faktem jest, że „Chłopak z lasu” intryguje i uwodzi niepokojącymi tonami. To ciekawa odskocznia od standardowych historii o pierwszej miłości – z odświeżającym pomysłem, zagadką i przeżyciami spoza nurtu pop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz