Agora, Warszawa 2016.
Tajemnica wojny
Zosia się nudzi. Mama znów wyjeżdża do pracy, a Zosia nie może nigdzie wyjechać, chociaż jeszcze trwają wakacje. Powód jest prozaiczny: brak pieniędzy. Ale dla Zosi oznacza to i brak wspomnień. W dodatku dziewczynką ma się zaopiekować ciotka Róża, stara i nieznana dotąd krewna, jedyna, jaka Zosi i jej mamie pozostała. Ciotka Róża jeździ na wózku inwalidzkim, pali fajkę i zachowuje się zupełnie inaczej niż wszystkie starsze panie, ale nad tym Zosia nie ma czasu się zastanawiać, bo właśnie poznaje Rutkę, małą żydowską dziewczynkę z tajemniczo odmienionego sąsiedztwa. Rutka ma rudy warkocz i mnóstwo piegów, wciąż jest głodna i wie, że w pewnych chwilach dzieci mogą się bawić tylko w chowanego. Ta rezolutna bohaterka tęskni tylko za swoimi rodzicami. Wierzy, że wrócą, chociaż większości wywiezionych się to nie udało.
Zosia spędza z Rutką mnóstwo czasu, słucha nuconych przez nią i nigdy nie kończonych krótkich piosenek, odwiedza jej sąsiadów i dziwne „suche” mosty. Wymyka się z domu (czasem i nocami) na coraz dłuższe eskapady. Rutka staje się nie tylko jej przyjaciółką, ale i przewodniczką po nieznanym świecie, po czasach drugiej wojny światowej. Bo w „Rutce” Joanna Fabicka o tym właśnie pisze, chociaż ucieka się do pięknych metafor i unika dosłowności. W rzeczywistości dwóch małych dziewczynek nie ma miejsca na strach i cierpienie: ludzie nie umierają, a przenoszą się na Diamentową Planetę, piękne motyle wypuszczane z ohydnych wagonów można uratować przed pożarciem, bijąc strażnika. Rutka doskonale sobie radzi, bo zna reguły dziwnej gry dorosłych – pozostaje barwna i wolna, ma o czym marzyć. Jako taka nadaje się na towarzyszkę zabaw. Zosia pozostaje naiwna, nie musi się dzięki temu bać – z przyjaciółką nic jej przecież nie grozi. Rutka to wstęp do fascynującej tajemnicy.
Fabicka odwraca się od dosłowności i tłumaczenia dzieciom wojennych realiów. Wychodzi z założenia, że lektura pozwoli inaczej spojrzeć na wiadomości ze szkoły. Nie chce być nauczycielką historii – i bardzo dobrze, bo dzięki temu nie tylko może zapewnić odbiorcom ciekawą przygodę, ale i dać możliwość odkrywania zakodowanych w tomiku treści. Wplata do książki rozmaite symbole: postacie, sytuacje czy uczucia – tak, by czytelnicy mogli stopniowo odkrywać ich prawdziwe znaczenie. Najważniejsze u Rutki jest odejście od wakacyjnej nudy. Skąd się wzięła ta bohaterka to już zadanie do wymyślenia dla czytelników – Fabicka mocno im podpowiada, ale nigdy nie niszczy przeżyć Zosi. Te, mimo oniryczności, są bardzo prawdziwe.
Joanna Fabicka bardzo lubi akcentować dystans narracyjny do postaci i tu od czasu do czasu się tym chwytem popisuje. Na początku karykaturalizuje motyw ryb, potem wizję dystyngowanej ciotki wyrzucającej buty za okno. Gdzieś wprowadza motywy rubaszne, tak lubiane przez dzieci, żeby zapewnić sobie uznanie także chłopców. Do tego wprowadza kilka razy siebie jako autorkę, która musi przyszpilić bohaterkę do książki, wyjada nutellę lub zapowiada happy end. Te elementy zawsze w twórczości Fabickiej kuszące, tym razem pełnią rolę drugoplanową, dużo bardziej wciąga świat poznawany z Rutką. I chociaż temat jest bardzo trudny, autorka realizuje je z pomysłem, a całość wypada olśniewająco. „Rutka” to publikacja, o której powinno być głośno – nie tylko ze względu na zagadnienie ważne dla edukowania najmłodszych, ale i z powodu samej realizacji. Autorka prowadzi narrację brawurowo, nie boi się absurdalnych rozwiązań (bezgłowy kurczak w meloniku) i przełamuje barierę dorosłości. Rozumie dzieci, pisze dla nich i dobrze się przy tym bawi. Książka ponadto została pięknie wydana, a ilustracje Mariusza Andryszczyka jeszcze dodają jej uroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz