Znak, Kraków 2015.
Powrót do absurdu
Nareszcie. Już nie trzeba będzie szukać książek Jeremiego Przybory na zakurzonych półkach antykwariatów ani w wydawnictwach-efemerydach. Nareszcie też będzie można bez większego trudu wychować nowych miłośników tej poetycko-absurdalnej twórczości. Ukazała się bowiem książka monumentalna, pierwszy tom „Dzieł (niemal) wszystkich” Jeremiego Przybory – liczący ponad tysiąc stron. A to oznacza ponad tysiąc stron lirycznych żartów i satyry (przeważnie obyczajowej, ale i uwarunkowana politycznie się znajdzie). I jedyne pytanie, które się w związku z tym pojawia, brzmi: dlaczego tak późno? Przybora przez lata funkcjonował jako autor niemal mityczny – odwoływali się do niego wszyscy, którym nie w smak są poszukiwania dzisiejszych artystów kabaretowych – „to nie to, co Kabaret Starszych Panów” można było rzucać kompletnie bez znajomości tematu. Z drugiej strony żaden przegląd piosenki aktorskiej nie może się obejść bez kolejnych aranżacji znakomitych i niewyobrażalnie trudnych utworów Pana B. Czasami nawet zupełnie przypadkowi ludzie spoza kręgu odbiorców „mówią Przyborą” – posługują się hasłami, które weszły do języka potocznego.
W pierwszym tomie „Dzieł (niemal) wszystkich” mieszczą się utwory pisane na scenę i do radia: nieśmiertelny „Eterek”, Kabaret Starszych Panów oraz Kabaret jeszcze Starszych Panów i słuchowiska nieznane czytelnikom do tej pory, bo niewydane drukiem. Nie ma w tym zestawie pomysłów z Teatru Niedużego ani z „Miłości do magister Biodrowicz”, również „dramatycznych” w formie – pojawiają się za to, jakby w charakterze odpoczynku od ról i głosów, „Listy z podróży” – połączone choćby z KSP przez obecność autora i „przyjaciela”, wiernego towarzysza mikroskopijnych podróży, dowcipne miniaturki prozą. Kolejny tom zapowiada więc przewagę opowiadań i monologów, choć mają się w nim pojawić także piosenki.
Teksty Przybory zostały opatrzone bardzo krótkimi komentarzami Kota Przybory i Teresy Drozdy, pojawia się tu też lingwistyczna zabawa Stanisława Barańczaka. Raz głos zabiera Arnold Mostowicz (przedruk tekstu krytycznego z 1970 roku), a raz – sam Jeremi Przybora (fragmenty rozmowy z 1995). Także wyjaśniające przypisy ograniczone są do minimum, tak, żeby móc cieszyć się tą literaturą bez przeszkód i bez poczucia obcowania z utworami stłamszonymi przez opracowanie krytyczne. Tu wyjaśnienie aluzji politycznej, tam rozwinięcie skrótu – i już, lekko, jak w samych tekstach (i ich pierwotnych wydaniach). Utworów satyrycznych zresztą nie można podawać inaczej, a Przybora, wbrew temu, co sam o sobie mówił, poza rolą humorysty pełni również funkcję satyryka. Widać to po latach, chociaż część aluzji wyblakła i przestała wzbudzać reakcje społeczeństwa.
Największym zaskoczeniem po latach będzie podwojenie objętości „Eterka”; Pod koniec lat 50. ukazała się książka „Spacerek przez Eterek” z kilkoma wybranymi audycjami prezentującymi Mundzia, Eufemię i profesora Pęduszko w różnych życiowych sytuacjach (a to kolacja wigilijna, a to starania o mieszkanie). Teraz czytelnicy mogą rozwinąć wyobrażenia o codzienności tej przedziwnej kompanii. Widać, że do druku autor przeznaczył kiedyś teksty najbardziej wyraziste i charakterystyczne, ale też najostrzej komentujące sytuację społeczną – lecz w dodanych teraz „Eterkach” znajdzie się sporo delikatnych żartów i pomysłów wartych uwagi. W „Eterku” na pierwszy plan wysuwa się absurdalna łagodność bohaterów i ich nieprzystosowanie do rzeczywistości. Troje przyjaciół musi dopiero wypracować sobie spryt i umiejętność przetrwania w środowisku, w którym grzeczność i kultura nie stanowią żadnych wartości. „Eterek” zderza inteligencję z tłumem, ale śmieje się z wszystkich – i z życiowo nieprzystosowanego profesora, i z typów spod ciemnej gwiazdy, które wydają się nie do pokonania.
Inaczej wygląda sprawa z Kabaretem Starszych Panów, jego późniejszym wznowieniem i „przerobieniem”: ważne, że późniejszy KSP trafił do książki mimo wątpliwości w procesie redakcji – chociaż bazuje na sprawdzonych pomysłach, ma też mnóstwo nowych żartów. Inaczej również rzecz się ma z „Listami”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Jeremi Przybora dość często korzystał z własnych żartów, przerabiając je i doszlifowując. Tak zresztą jest z „Kwitnącymi szczeblami” i „Zupełnie inną historią – zaznaczonymi jako teksty niepublikowane dotąd, chociaż w tomiku „Miłość do magister Biodrowicz” funkcjonują one jako „Dwóch mężczyzn szło drogą służbową” i „Dorota”, więc motywy z nich będą znane uważnym czytelnikom. Faktem jest też, że dotarcie do książkowych wydań KSP i KjSP (w bibliotekach) lub do nagrań jest łatwiejsze niż w przypadku „Eterka”. Rzecz ma się inaczej przy „Listach z podróży”: to miniaturki dla Jeremiego Przybory bardzo charakterystyczne, nawet w wersji książkowej wznawiane – ale nie kojarzone tak od razu ze Starszym Panem. Tymczasem w „Listach” Przybora wspaniale pokazuje siłę swojego humoru. Do tomu dołączone zostały również słuchowiska w ogóle nieznane, a czerpiące z innych pokładów komizmu niż KSP. Dzięki temu czytelnicy sprawdzić mogą różne metody wywoływania śmiechu i wreszcie w pełni docenić Przyborę jako autora tekstów humorystycznych, a nie tylko twórcę Kabaretu Starszych Panów.
Cieszy fakt, że ta książka się ukazała, cieszy też, że będzie mieć dalszy ciąg. Nawet jeśli agitacyjne żarty już przebrzmiały, twórczość Jeremiego Przybory jest ciekawa od strony literackiej. A przecież stale obecny jest tu nonsens, który się nie starzeje i nie podlega modom. Starszy Pan B w galerii dziwnych postaci szukał ucieczki od zwyczajnych problemów. Jego utwory przepełnione są dobrotliwym uśmiechem i spokojem, a to i dzisiejsi czytelnicy docenią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz