sobota, 28 listopada 2015

Konrad T. Lewandowski: Saga o kotołaku. Ksin sobowtór

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Nienasycenie

Kotołak Ksin to jeden z tych bohaterów, którzy wyznaczają trendy w fantastyce. Chociaż Konrad T. Lewandowski korzysta z oczywistych schematów fabularnych – najbardziej angażuje go powieść drogi – potrafi tchnąć życie w Ksina i sprawić, by ta postać zwracała na siebie uwagę. „Ksin sobowtór” to trzeci tom serii Saga o kotołaku – cś dla czytelników rozmiłowanych w klimatach fantasy. Lewandowski wychodzi od pomysłu na bohatera, który poza cechami przywódczymi posiada jeszcze i skazę. Nikt tak dobrze jak Ksin nie wie, że łatwo jest przemienić się w demona i zejść na drogę, z której nie ma już powrotu. Tyle że Ksin dysponuje naprawdę silną wolą – nie poddaje się łatwo, a świadomość zagrożenia pozwala mu podejmować odpowiednie decyzje.

Kapitan Ksin jest mądrym dowódcą – daje tego świadectwo podczas wyprawy najeżonej niebezpieczeństwami. Myśli o swoich podwładnych i traktuje ich jak przyjaciół, co przydaje się w bezwzględnym świecie w obliczu kolejnych zagrożeń. Kiedy sam staje do walki, może zamienić się w kotołaka, dzięki temu zyskuje podwójną szansę na ocalenie. Podczas wyprawy zmienia się rzecz jasna skład osobowy ekipy – w tomie „Ksin sobowtór” na szczególną uwagę zasługuje Bertia. To kobieta niezwykła: żeby uniknąć przemiany, musi bez przerwy oddawać się mężczyznom. W sztuce kochania pokonuje wszystkie prostytutki wyzwane na pojedynek. Wśród postronnych budzi na przemian gniew i szacunek – sama wyzbywa się wszelkiej emocjonalności. Staje się mistrzynią we współżyciu, może dawać rozkosz, ale sama już jej nie zaznaje. U boku jednego z kompanów Ksina wiele może się zmienić. Kotołak ma za to okazję udowodnić swoją zdolność przewidywania konsekwencji. Tu Konrad T. Lewandowski najdalej odchodzi od żelaznych tematów fantastyki i wychodzi mu to na dobre – oryginalny portret nimfomanki z konieczności sprawia, że tom zyskuje nowe brzmienie i wyróżnia się spośród historii o drodze do dobra.

Konrad T. Lewandowski uwielbia jednak sceny batalistyczne i mroczne okrucieństwo. Z upodobaniem opisuje sceny walk, podczas których krew leje się strumieniami. Jest obecny przy wszystkich torturach, jakie mają miejsce w pobliżu kotołaka. Motywy wymierzania sprawiedliwości traktuje bardzo serio i próbuje pokazać z filmową dokładnością, za każdym razem analizuje nawet najdrobniejsze uszkodzenia ciała, co więcej, nigdy nie powtarza wprowadzonych raz rozwiązań. Rodzaje okaleczeń są logiczne dla opisywanego świata, ale też wymyślne i bezlitosne. „Ksin sobowtór” to powieść momentami naturalistyczna, a krew miesza się w niej z nasieniem.

Zachowuje tu autor kształt tradycji, chociaż od czasu do czasu lekko sobie z niej drwi (nie ma karczmy bez bójki). Próbuje urozmaicać bestiariusz, ale najczęściej czerpie z postaci dostępnych w fantastyce, co najwyżej nieco je modyfikując. Chętnie wykorzystuje „średniowieczne” przestrzenie – bohaterowie o magicznych właściwościach dobrze wyglądają na tle bezmyślnego motłochu, a tłum nie przeszkadza w odmalowywaniu zła, przeciwnie – sam jeszcze je podkreśla. Lewandowski nie planuje wychodzenia poza konwencję, raczej oswaja to wszystko, co zaobserwować można w klasyce gatunku, ewentualnie lekko modyfikując pomysły. Otrzymuje w ten sposób cykl dla fanów, w miarę bezpieczny, a do tego przesycony silnymi uczuciami tłumaczącymi nawet największą brawurę. Ksin nie jest tu jednowymiarową postacią, to bohater, który ma stanowić fundament opowieści, musi zatem wywoływać silne reakcje czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz