poniedziałek, 23 listopada 2015

Julia Boehme: Zuzia i zaginiony pies

Media Rodzina, Poznań 2015.

Marzenie dziecka

Marzenie o własnym czworonogu jest nieodłącznym elementem dzieciństwa i stałym tematem lektur dla najmłodszych. Zuzia w swojej „starszej” wersji również chciałaby mieć psa. Nie tylko ze względu na zachcianki kilkulatków. Najlepsza przyjaciółka Zuzi, Ania, właśnie stała się dumną właścicielką Rity. Uczy się na niej odpowiedzialności i tego, że opieka nad zwierzęciem bywa trudna. Ale dla Zuzi liczy się coś innego: Ania przestaje mieć dla niej czas. Wymawia się od spotkań, bo musi w tym czasie zajmować się psem. Może gdyby Zuzia miała swojego czworonoga, udałoby się połączyć zabawy i obowiązki. Zuzia rozumie, że musi podjąć bardziej radykalne kroki, jeśli nie chce popsuć relacji z Anią. Rzecz jasna rodzice Zuzi nie zamierzają zgadzać się na psa. W domu jest już kot Mruczek, więc Zuzia i tak nie powinna narzekać na brak zwierzęcego towarzystwa. A ponieważ Zuzi bardzo zależy na psie, wypracowuje z rodzicami kompromis: dziewczynka przez jakiś czas może się opiekować psem sąsiadki. Dzięki takiemu treningowi zyska tematy do rozmowy z Anią, a do tego przekona się, czy na pewno byłaby gotowa na przyjęcie poważnych obowiązków. Rozwiązanie, które mamie wydaje się idealne, Zuzi nie zadowala. Pies sąsiadki jest stary i nie ma ochoty na zabawę, a do tego bywa uparty. To na pewno nie zwierzak wymarzony przez bohaterkę.

Tomik „Zuzia i zaginiony pies”, trzecia część popserii z nieco starszą bohaterką Mądrej Myszy nie będzie zaskakiwał fabułą. Posiadanie psa wiąże się z rozmaitymi obowiązkami i wyzwaniami, a im bardziej dziewczynka będzie chciała być w tej kwestii samodzielna, w tym większe tarapaty wpadnie. Tytuł zdradza rozwój akcji – pomysł na historyjkę nie należy tu bowiem do nieprzewidywalnych. Zuzia musi poznać nie tylko radość z opiekowania się psem, ale przebrnąć też przez wydarzenia, których dotąd nawet nie podejrzewała. Autorka, Julia Boehme, rezygnuje z huraoptymistycznego tonu – chce dać do zrozumienia małym odbiorcom, że entuzjazm to nie wszystko i zwierzęta bywają nieprzewidywalne. Zapał Zuzi do posiadania psa bardzo łatwo zgasić. Bohaterka jest w tym podobna do wielu dzieci – nawet jeśli te przekonane są o czym innym. Boehme usiłuje nakłonić małych odbiorców do zmiany punktu widzenia, a przynajmniej zasugerować im komplikacje płynące z przyjmowania nowych obowiązków.

„Zuzia i zaginiony pies” to opowieść prezentująca bardzo różne, ale zawsze szczere uczucia dziewczynki. Zuzia wie, co to zazdrość, poznaje smak rozczarowania, ale i siłę strachu. Bohaterka zyskuje trochę samodzielności, trochę możliwości decydowania o sobie. Podejmuje pierwszą „pracę”, dzięki której ma szansę zrealizować swoje marzenie. Julia Boehme próbuje pokazać, że istnieją różne sposoby negocjowania z rodzicami – nawet najmłodsi mogą spróbować tej sztuki. Nie mają przecież nic do stracenia. W pewien sposób zatem Boehme uczy dojrzałości, wyjścia z dzieciństwa i z prostych żądań – sugeruje, jak rozmawiać o ważnych dla siebie sprawach. Oczywiście te wszystkie wskazówki są wtórne wobec wciągającej dzieci akcji: historia tajemniczego zniknięcia niezbyt cenionego psa przez pewien czas trzyma w napięciu. Będzie bliska zwłaszcza dzieciom, które marzą o własnym zwierzęciu.

A Zuzia robi jeszcze jedną rzecz, na którą zwraca uwagę jej mama. W walce o wymarzonego psa zaniedbuje kota Mruczka. Zwierzę czuje się odtrącone i z nieznanych sobie powodów pokrzywdzone. Zuzia musi zrozumieć, że zwierzęta to nie zabawki – nie można ich odsunąć, gdy się znudzą. W niewielkiej książeczce przygotowanej do samodzielnego czytania dzieje się całkiem dużo. Autorka po raz trzeci wybiera zagadnienie, które poruszy dzieci i nakłoni do sięgania po książki. Mała bohaterka w starszej wersji testuje kolejne popularne marzenia kilkulatków – dość realistycznie i z przygodami, które mali odbiorcy polubią. Zuzia może wiele dokonać w zakresie przekonywania kilkulatków do racji rodziców – a jest przy tym szczera i ani na chwilę nie wypada z roli. Tomik „Zuzia i zaginiony pies” będzie zatem spełniać oczekiwania maluchów i może przyczyni się do przekonywania ich do lekturowych rozrywek. Te dzieci, które nie mają psa, zechcą do książki Boehme sięgnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz