Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Przeszłość
Mały Koko Smoko jest już gotowy do przeżywania kolejnych przygód. Bohater, który w pierwszym tomiku przygotowywał najmłodszych do szkolnego obowiązku, teraz na własnej skórze testuje możliwości, jakie daje podróżowanie w czasie. Wyprawa do świata, którym rządziły dinozaury, bardzo kusi – chociaż wydaje się też trochę niebezpieczna. Nie wiadomo, czy czasoprzemieszczacz wytrzyma takie obciążenie. A nawet jeśli wytrzyma – w kredzie wszystko mogło wyglądać inaczej, choćby z powodu wędrówek kontynentów. No i same dinozaury, a wśród nich majestatyczny tyranozaur, nie muszą być przychylnie nastawione do futurystycznych intruzów. Ale Koko Smoko chce poznawać rzeczywistość sprzed milionów lat i bez wahania wyrusza na spotkanie z dalekimi krewnymi. Razem z nim w przeszłość trafiają przyjaciele – jeżozwierz Matylda oraz smok żarłok Oskar. W takim gronie każda przygoda smakuje lepiej.
Wyprawa w świat dinozaurów ma kilka funkcji. Najbardziej oczywista z punktu widzenia dzieci jest rozrywkowa – tu z każdej strony może nadejść zagrożenie dla bohaterów – ale dinozaury z małymi móżdżkami zachowują się często nieracjonalnie, nawet najmłodsi powinni wyłapać ironię takich scen. Do tego pojawia się motyw wychowawczy: Kokos, Oskar i Matylda przekonują się – nie po raz pierwszy – że przyjaźń to cenne zjawisko. Bohaterowie uczą się, jak na sobie polegać, są razem i wspierają się w trudnych chwilach, to oczywiste. Jednak w czasach prehistorycznych również pokazuje Siegner parę przyjaciół. Dwa dinozaury, które powinny być śmiertelnymi wrogami, dogadują się ze sobą i chronią wzajemnie. Prawdziwa przyjaźń istnieje ponad rodami, jakie bohaterom wyznaczyło środowisko. Ingo Siegner w zasadzie powiela tutaj schemat z pierwszego tomiku i relację między Kokoskiem a Oskarem. Nikogo nie zdziwi, że i tu przyjaźń pokonuje pierwotne uprzedzenia, jest silniejsza niż odwieczne konflikty. Przy okazji autor sugeruje, że silniejszych lub bardziej niebezpiecznych pokonać można sprytem i wewnętrzną siłą. Dla maluchów to ważna wskazówka. Wreszcie „Mały Koko Smoko wśród dinozaurów” to pozycja, która ma elementy edukacyjne. Dzieci poznają tu nazwy dinozaurów i ich najważniejsze cechy – inna rzecz, że takie podstawowe wiadomości większość kilkulatków już zna.
Ingo Siegner w tym tomiku rozwija jeden niewielki wątek. Zabiera dzieci w przeszłość, bo Kokos chciałby poznać dinozaury. Nie ma tu odnóg fabularnych, wszystko funkcjonuje na prawach kreskówki. To zagwarantuje uwagę najmłodszych odbiorców. Prosta historyjka zapewnia dzieciom sporo wrażeń, które są też udziałem bohatera. Dinozaury będące na wyciągnięcie ręki (czy raczej łapy) okazują się całkiem sympatyczne, bo Siegner nie zamierza straszyć.
Ważne w tej książeczce są kolorowe ilustracje. Autor uzupełnia nimi komizm opowieści. Zwłaszcza zabawne stają się zestawienia bajkowego małego i zupełnie niegroźnego smoka w dziecięcej czapce z daszkiem (nawet gdy Kokos zionie ogniem, wygląda bardziej śmiesznie niż groźnie) skonfrontowanego z ogromnymi i „poważnymi” dinozaurami. Na rysunkach dobrze widać ten kontrast – jest on jak efekt zestawienia planszy edukacyjnych z bajkowymi postaciami. Na zderzeniu światów Siegner umiejętnie buduje żart – podkreślany w grafice, a niekoniecznie w tekście. Dzięki temu zabiegowi Ingo Siegner może modyfikować płaszczyzny znaczeń i uzupełniać je o dowcip, którego nie udałoby się zawrzeć w opisach. Koko Smoko to bohater, który przypadnie do gustu dzieciom. Da się lubić, a kilkulatki chcą za nim podążać, bez względu na to, jaki jest cel wycieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz