sobota, 31 października 2015

Maria Szypowska: Szklane tarcze

Zysk i S-ka, Poznań 2015.

Ryzyko

„Szklane tarcze” to książka, która ma już swoją historię. Młodzieżowa powieść (odrobinę w stylu „Dziewczyny z bukowego parku”) łączy w sobie wartości edukacyjne i sensacyjną fabułę, próbuje zainteresować odbiorców przeszłością (temat drugiej wojny światowej ujęty z innej perspektywy), a do tego pokazuje ponadczasowe kodeksy wartości. Maria Szypowska w pierwszej kolejności usiłuje tu przemycić historię Zamku Królewskiego i oprowadza czytelników (oraz bohaterów) po zniszczonych salach i utrwala wiadomości metodą filmową: zamek staje się areną prawdziwych wyzwań. Fotograf Stanisław postanawia utrwalić dla potomności Zamek Królewski. Tu nie chodzi o założenia estetyczne: bardziej o dokumentację zniszczeń. Nawet gdyby budowla została zrównana z ziemią, zdjęcia pozwolą na jej odtworzenie. Nie da się złamać Polaków. Stanisław nie pozuje na bohatera – wykonuje swoje obowiązki wobec ojczyzny najlepiej jak potrafi. To oznacza, że musi się spieszyć, bo nie wiadomo, co przyniesie najbliższa przyszłość. A przecież fotograf wybiera ciężki i nieporęczny sprzęt: tylko duża kamera pozwoli oddać ważne detale. Takie narzędzie pracy trudno ukryć, nie da się też z nim uciekać. A Zamku Królewskiego pilnuje żandarm Bruno, wyjątkowo zaciekły hitlerowiec. Wyprawa staje się tym bardziej niebezpieczna.

Istnieją klisze z dowodami na wojenne zniszczenia Zamku Królewskiego. Maria Szypowska stworzyła dzięki nim portret fotografa (o autorze prawdziwych zdjęć nie wiadomo zbyt wiele). Dorosłemu Stanisławowi dołożyła w książce dzielnego pomocnika, nastoletniego Stasia. To chłopak rezolutny, dający sobie radę na ulicy, trochę w typie dawnych urwisów, trochę – warszawski cwaniaczek niewinny młodością. Staś ratuje swojego kompana z pułapek, udowadnia swoją mądrość i spryt, a do tego poznaje historię zamku. Ta postać była autorce potrzebna nie tylko do właściwego zaadresowania tomu. Staś to uosobienie młodych bohaterów z czasu wojny. Uczy samodzielności i zaradności, optymizmu w najtrudniejszych chwilach i odwagi. To Staś wyrasta na dominującą w tomie postać.

Szypowska wykorzystuje koloryt lokalny, żeby utrwalić w młodych czytelnikach część wojennych informacji, ale i zestawia opowieść z tużpowojenną „estetyką” literatury produkcyjnej. Odbiorcy przeżywać będą wraz z bohaterami to kocioł, to aresztowania, to strzelaniny na ulicach – by równolegle dowiadywać się, jak ważny jest szacunek do zwykłych cegieł i staranność w pracy na budowach. Autorka zestawia w książce przeszłość (w postaci przedwojennych obyczajów, od czasu do czasu powracających jako miniony i już nie do przywrócenia punk odniesienia), wojenną teraźniejszość i zakamuflowane elementy przyszłości. W końcu Stanisław z myślą o nadchodzących pokoleniach podejmuje się wyzwań.

Są „Szklane tarcze” na początku powieścią, która wydaje się nieco schematyczna i spisywana według określonego, przetestowanego wzoru. Pierwsze scenki wybrzmiewają jeszcze papierowo – chwilę później autorka rozkręca się i na czas lektury przenosi odbiorców do rzeczywistości Stanisława i Stasia. Zaczyna więcej przejmować się dynamizmem akcji niż pouczeniami. Dzięki wplataniu do dialogów gwary ulicznej ożywia relację. Doprowadza do tego, że opowieść o ratowaniu dóbr kultury zamienia się chwilami nawet w przygodówkę – co jest właściwie metamorfozą niezbędną, jeśli chce się zyskać zaufanie nastoletnich czytelników. „Szklane tarcze” to niezbyt długa powieść z naszkicowanymi prostymi międzyludzkimi relacjami – bo nie o pogłębianie personalnych kontaktów czy psychologii tu chodzi. Autorka stworzyła jednak historię momentami silnie działającą nawet na dzisiejszych czytelników. To powieść wojenna, która zapadnie w pamięć z racji nietypowego tematu i tropienia prawdziwej historii. Dzisiaj jest to też powrót do klasycznego sposobu prowadzenia narracji, lekko już nawet archaicznego – mimo wszystko warstwa akcji dominuje nad językiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz