Egmont, Warszawa 2015.
Apetyt
Król Gromoryk chciałby zjeść jajko na miękko, ale nie wie, jak zabrać się do przyrządzania takiego specjału, bo kucharz zachorował, a królowa wyjechała do mamy. Na szczęście w pobliżu jest kot Gaduła, który służy radami. Z nim na pewno posiłek się uda. Tyle że król w kuchni to zjawisko rzadko spotykane, nie bez powodu.
Egmont wypuszcza na rynek serię Liczę sobie i do stworzenia tej bajki zaprasza Wojciecha Widłaka, jednego z mistrzów absurdu w literaturze czwartej. W trzypoziomowej serii dzieci mają oswoić się z cyframi, poćwiczyć liczenie, ale i szeregowanie przedmiotów (na przykład od najmniejszego do największego lub od najkrótszego do najdłuższego). Zabawa jest tym lepsza, że trzeba do niej wykorzystywać kolorowe naklejki (w tym i złote medale), a na końcu czeka dyplom dla małych odbiorców. Kto wykona wszystkie zadania, ten z pewnością na niego zasługuje. Książeczkę „Król Gromoryk i jajko na miękko” można bowiem wykorzystywać raz jako zwyczajną lekturę na dobranoc, dwa – jako zestaw ciekawych zadań i łamigłówek, matematycznych wyzwań dla dzieci.
Większą część każdej strony zajmuje opowiadanie, w którym Widłak udowadnia, że ma poczucie humoru i bujną wyobraźnię. Towarzyszy tu Gromorykowi i Gadule w kolejnych przygodach i stara się utrudnić im zadanie. Dolne marginesy to miejsce na zagadki przygotowywane przez Annę Boboryk (od czasu do czasu pojawiają się też pełnostronicowe zadania). Te zagadki matematyczne nie przypominają zadań ze szkolnych ćwiczeń, opierają się na zabawie i mają związek z treścią opowiadania Widłaka. Trzeba na przykład ułożyć w określonej kolejności ptaki, zmierzyć dżdżownice czy umieścić jajka na talerzykach. Boboryk zachęca dzieci do tworzenia zbiorów: zaznaczania, które przedmioty da się naprawić, a co trzeba posprzątać. Zachęca do liczenia szczebli w drabinach, jajek w koszykach czy garnków. Od czasu do czasu prosi o pokolorowanie czegoś lub wypełnienie słoików różnymi rzeczami. Podpowiada małym odbiorcom, jak zabrać się do zadania, ale nie wyręcza ich w myśleniu, pozwala na kreatywne podejście do pracy, a wysiłek zastępuje zabawą i zróżnicowanymi tematami. Całą książeczkę uzupełniają ilustracje Ewy Poklewskiej-Koziełło: dowcipne i lekko naiwne, w stylu, który łatwo zapamiętać i który pozwala na bajkowe uchwycenie historii.
„Król Gromoryk i jajko na miękko” to wyzwanie dla dzieci. Chociaż to pierwszy poziom serii, tekstowo jest tomik bardziej rozbudowany niż w przypadku pierwszego poziomu analogicznej serii Czytam sobie. Widłak nie musi się przejmować formalnymi ograniczeniami tekstu, co więcej: wcale nie ma za zadanie zmuszać dzieci do liczenia. Zyskuje tu twórczą swobodę, jego opowieść jest po prostu punktem wyjścia dla matematycznych zagadek, dzięki czemu o przygodzie króla Gromoryka przyjemnie się czyta. Autor nie realizuje nadrzędnych dydaktycznych celów, może za to wybrać humor, czyli to, w czym od dawna najlepiej się sprawdza.
W tomiku nie ma też żmudnego powtarzania kolejnych cyfr. To raczej propozycja dla dzieci, które powinny poćwiczyć liczenie, a nie uczyć się go od podstaw. Czy chodzi o podliczanie obrazkowych elementów, czy o rozróżnianie wielkości i szeregowanie przedmiotów – w tej wersji nic nie kojarzy się ze szkolnymi obowiązkami lub z nauką. Bohaterowie dostarczą odbiorcom sporo radości, ćwiczenia odbywać się będą najzupełniej zwyczajnie i przy okazji rozrywki. Król Gromoryk to bohater, z którym matematyka staje się całkiem przyjemna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz