Dwie Siostry, Warszawa 2015.
Pewność siebie
Ten temat obecny jest w literaturze czwartej od dawna i zwykle rozwiązywany w jeden sposób: dzieci, które mają wadę wzroku, muszą nosić okulary. Z drwinami innych poradzą sobie wtedy, gdy nabiorą pewności siebie i nauczą się reagować na zaczepki w sposób pełen wyższości. Ewa Madeyska ten motyw rozwija, uświadamiając małym odbiorcom, że okulary to nie tylko pomoc w patrzeniu.
Dla małej Frani jednak okulary to tragedia. Dziewczynka nie rozumie taty, który ze swoimi okularami w ogóle się nie rozstaje. Sama najchętniej udawałaby, że znienawidzone patrzałki nie istnieją. A tu, jak na złość, wszyscy przypominają, że powinna je nosić. Frania wie, że bez tego sporo ją omija: nie rozróżni na przykład, co kolega ma na kanapce na drugie śniadanie. Chociaż gdyby mocno zmrużyła oczy, widzi całkiem wyraźnie. A nie naraża się na złośliwe docinki Wiktora. Dla Frani okulary są poważnym problemem, bardziej nawet istotnym niż lekka nadwaga (bohaterka ma wszystko „okrągłe”). Ale z nadwagi dzieci się nie śmieją, a z okularów – owszem. Dopiero pewne wydarzenie w domu pozwala Frani pojąć, że okulary może zamienić w atut. Dziewczynka już wie, jak zaakceptować siebie.
W „Okularkach” wada wzroku Frani to nie jedyny problem z oczami. Taki problem ma pani w przedszkolu. Bo nie widzi, jak Wiktor dokucza Frani i nie widzi, że Franię z tego powodu boli brzuch. Dziewczynka ucieka do łazienki – i nawet takiego sygnału przedszkolanka nie zauważa. Madeyska pokazuje dorosłym, że powinni w podobnych sytuacjach interweniować. Frania rozpaczliwie potrzebuje wsparcia, musi uwierzyć w siebie, a nie jest w stanie, gdy funkcjonuje jako ofiara w grupie rówieśników.
Cały tomik podporządkowany jest tematowi okularów przedszkolaka, ale zawiera sporo innych wartościowych spostrzeżeń. Jest tu samoakceptacja: mama nie przejmuje się swoją nadwagą (a przecież eksponuje ją najbardziej jak to tylko możliwe, bo uczy dzieci pływać), nawet jeśli mówi, że jest wielorybem, nie katuje się tym i nie umniejsza własnej wartości. Jest tu wyobraźnia: Frania rysuje na przykład lody biedronkowe: to jeden z tych sygnałów, którymi daje się dzieciom do zrozumienia, że mogą wszystko. Jest tu wreszcie celnie ujęta psychika dziecka: odbiorcy poczują się rozumiani przez autorkę, dzięki czemu jej zaufają. Książka została przygotowana do samodzielnej lektury: dzieci uczące się czytać mają tu ułatwione zadanie: dużą czcionkę i niewielką ilość tekstu na kolejnych stronach. Kasia Matyjaszek ozdabia tekst sympatycznymi grafikami. Postacie nie mają tu swoich konturów, ale za sprawą plam kolorów wyróżniają się z dorysowywanego prostymi kreskami tła. Żeby nie zaburzać percepcji, to, co jest tylko dodatkiem, Matyjaszek szkicuje: w ten sposób kieruje uwagą odbiorców.
W „Okularkach” ciekawe ilustracje łączą się z naprawdę dobrym tekstem. Autorka pisze z wyobraźnią, nie daje się zatrzymać moralizatorskim tonom. Co pewien czas podkreśla humor opowiastki zgrabnymi sformułowaniami. Chociaż to prosta historia o – jak głosi tytuł serii – małych katastrofach, całość wypada ciepło i interesująco dla maluchów. Ewa Madeyska rozwija pomysł tak, żeby poza nadrzędnym tematem zaakcentować elementy codzienności bohaterki. Dzięki dylematom Frani odbiorcy inaczej spojrzą na własne zmartwienia, a być może znajdą też, i to samodzielnie, sposób na dokuczających im rówieśników. „Okularki” powinny stać się lekturą dla uczniów pierwszych klas. To książka ważna ze względu na przesłania, ale do tego też najzwyczajniej w świecie dobrze napisana: najmłodsi znajdą tu zapewne ślady własnych doświadczeń i na pewno polubią bohaterkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz