Między Słowami, Kraków 2015.
Romans albo życie
Dorota Gąsiorowska sprawdza, co stanie się, gdy rzeczywistość swoich bohaterów odrze z jakichkolwiek nawiązań do pozaliterackiego kontekstu i postawi na romans w czystej postaci. Wprowadza więc do historii problemy wydumane i niespecjalnie prawdopodobne, w sam raz dla czytelniczek-idealistek, które chciałyby się skupić wyłącznie na wzniosłych uczuciach. Łucja była już w punkcie, za którym czekało baśniowe „i żyli długo i szczęśliwie”, ale teraz sielanka zaczyna mijać – i to na początku za sprawą samej bohaterki. Gąsiorowska dobrze wie, że szczęście bez problemów jest mało medialne. Gorzej, że konflikt między bohaterami opiera się na bezpodstawnych i mętnych przeczuciach. Tomasz ma wyjechać do Włoch na cykl koncertów. Na tym polega jego praca. Łucja jednak zdaje się tego nie rozumieć i ma do partnera żal, że ją porzuca. Czarne myśli podsyca jeszcze niepotrzebnymi nadinterpretacjami: bohater nie dzwoni tak często i nie zapewnia o swojej miłości. Chociaż nie ma racjonalnych podstaw do ograniczenia zaufania, Łucja zaczyna prezentować zazdrość i zaborczy charakter. Żeby wprowadzić nieco pikanterii do opowieści, Gąsiorowska wprowadza do historii przystojnego włoskiego malarza i boską piękność zastawiającą sidła na Tomasza. Teraz już byle drobiazg wystarcza, żeby podkopywać wzajemne zaufanie: na uczuciowych przepychankach polega fabuła „Marzenia Łucji”. Są tu jeszcze, już jako dodatek, tematy rodzinne: Ania chce do swojej opiekunki zacząć mówić „mamo”, a Łucja po latach odnajduje swojego ojca, do którego ma ogromny żal. Czuje się samotna i opuszczona przez wszystkich, chociaż sama zniszczyła to, co pięknie się zapowiadało.
W „Marzeniu Łucji” rzeczywistość nie istnieje. Liczy się tylko zamknięty krąg osób i przestrzeń między nimi, nawet kiedy Dorota Gąsiorowska każe bohaterce podróżować po kraju. Całą energię autorka skupia na budowaniu bardzo melodramatycznej fabuły: oboje się kochają, ale wzajemnie sobie nie wierzą, nie potrafią ze sobą porozmawiać, więc zaplątują się w bezsensowną sieć podejrzeń. Ona podoba się komuś innemu, on zwraca uwagę olśniewającej piękności, oboje są uparci i dumni, nie chcą sobie przeszkadzać. Gąsiorowska mocno trzyma się konwencji romansu, który dopuszcza tego typu emocjonalne wstrząsy – problem w tym, że wszystko opiera się na niewypowiedzianych przypuszczeniach, przeczuciach i interpretacjach, a to bardzo krucha podstawa do budowania całej historii. Reguły gatunku także przeszkadzają w żonglowaniu uczuciami: nieważne, jakie pokusy Dorota Gąsiorowska wymyśli, i tak wiadomo, że happy end jest obowiązkowy – a to nie pozwala czytelniczkom przeżywać opowieści. Przygląda się autorka wyobraźni Katarzyny Michalak i upodobaniu do romansowego przebrzmiałego stylu – za mało tu prawdy, za dużo naiwnego idealizmu. Odbiorczyniom trudno będzie przejąć i zaakceptować wybory bohaterów, skoro niemal wszystko rozgrywa się tu dla kolejnych wstrząsów, wzruszeń i dramatów. W całej opowieści brakuje natomiast szczerości przeżyć i bardziej realistycznego obrazu związku.
„Marzenie Łucji” to romans rozbudowany od strony narracyjnej. Dorota Gąsiorowska duży nacisk kładzie na literackość tekstu, pełne – powieściowe – dialogi czy dokładne analizy stanów ducha bohaterki. Interesują ją najdrobniejsze gesty (czasem jest nimi tak zaabsorbowana, że zapomina o dookreśleniu podmiotu w zdaniu). Autorka chce swoim odbiorczyniom zapewnić wyidealizowany obraz czystej miłości, pozbawionej jakichkolwiek odniesień do prozy życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz