MJM, Warszawa 2015.
Życie
Tata Adama jest schronieniem albo sposobem na odcięcie się od nieważnych codziennych spraw zajmujących myśli i szarpiących nerwy. Piotr Woźniak (tekstowo przy ogromnym wsparciu Agnieszki Łomnickiej) przywraca rzeczywistości bardziej duchowy wymiar. Na ludzkie sprawy Woźniak i Łomnicka spoglądają przez pryzmat uniwersalności, egzystencjalne refleksje raz zamieniają w poetycką filozofię, raz w żart. Tata Adama to krążek bardzo gościnny: tu można usiąść na ławce obok wygrzewającego się w słońcu kota, znaleźć swojego anielskiego przewodnika-pocieszyciela lub zjednoczyć się w poglądzie, że „ten ma rację, kto głośniej wrzaśnie”. Tata Adama wrzasku unika, tak samo jak unika wielkich słów. Tu o miłości mówi się najprościej, sporą rolę odgrywa cisza: nie jako brak dźwięków, a jako wyciszenie sprzyjające przemyśleniom. U Piotra Woźniaka bez przerwy spostrzeżenia natury ogólnoludzkiej splatają się z rzeczywistością odartą z patosu. Z jednej strony „szukamy siebie pogubieni w świecie”, z drugiej pojawia się świadomość, że „życie / wstaje o świcie / po krótkiej nocy / odsłania okno / nastawia kawę / przeciera oczy”. Piotr Woźniak i Agnieszka Łomnicka odkrywają prawdy oczywiste, a przecież niedostępne w codziennym chaosie. Ich uwagi, jakby notatki z podróży w głąb siebie, stanowią szereg ważnych olśnień dla odbiorców. Nie ma w tekstach na płycie kiczu, jest delikatność, nienachalny liryzm i przekonanie, że w prostych słowach kryją się najgłębsze prawdy. Kolejne frazy trafiają w sedno i sprawiają, że chce się tych piosenek słuchać wiele razy.
Dwoje autorów tekstów, jeden kompozytor (Piotr Woźniak). Do muzycznych aranżacji i Woźniaka prawie zawsze z gitarą dochodzi wiolonczelistka Anna Papierz i… dwóch muzyków w dwóch utworach (Janusz Tytman i Wojciech Czemplik). Wydawałoby się, że taki zestaw musi skończyć się powtarzalnością pomysłów i monotonią, tymczasem na płycie nie ma o tym mowy. Piotr Woźniak proponuje słuchaczom jedenaście utworów, a każdy utrzymany w innej stylistyce i w innym klimacie. Gitara i wiolonczela świetnie się ze sobą uzupełniają, prowadząc muzyczny dialog. Instrumentem staje się tu też głos Piotra Woźniaka: nie tylko nośnik szczerych emocji, ale i narzędzie interpretacji. Nie trzeba osobno analizować słów i melodii: stapiają się one w jedno i potęgują wrażenia odbiorców. Woźniak za każdym razem jest inny, zamienia się w przedstawiciela poezji śpiewanej, barda, artystę folkowego, ale i autora piosenek, które z powodzeniem mogłyby utrzymywać się na listach przebojów. Przede wszystkim jednak Piotr Woźniak bardzo umiejętnie eksponuje uczucia istotne w kolejnych utworach. Nie boi się też muzycznych i tekstowych dowcipów: kiedy śpiewa z uśmiechem, nastrój udziela się słuchaczom.
Tata Adama jest płytą modelowo wręcz skomponowaną, przemyślaną także pod kątem kolejności utworów. Piosenki refleksyjne przeplatają się z dowcipnymi, rytmy przygotowują na tekstowe prawdy do przemyślenia. Nie ulega wątpliwości, że to krążek przygotowany z sercem, nie w pośpiechu i z przymusu publikowania. Dlatego też ma tak ogromną siłę działania i dla odbiorców będzie swoistym drogowskazem.
Ale analizowanie poszczególnych składników płyty Tata Adama niewiele w gruncie rzeczy daje. Nie przekaże bowiem tego, co najważniejsze: pełnego artystycznego przeżycia, jakie te utwory zapewniają. Piotra Woźniaka po prostu chce się słuchać i ten, kto nie interesuje się nurtem krainy łagodności, a na Tatę Adama przypadkiem trafi, będzie mógł mówić o wielkim szczęściu. Banału (również muzycznego) tu nie ma.
Zresztą wszystko, co zostało już tu opisane, nie ma większego znaczenia. Na płycie Tata Adama rządzi, całkiem zresztą słusznie, kot. Gdyby nie było kota, nie mogłaby zaistnieć ta płyta, a wszystkie życia, ołówkowe i prawdziwe, straciłyby wartość. „Albo” w tytule piosenki Kot albo życie to po prostu słowny znak równości.
tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego "Sztajgerowy Cajtung"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz