Akapit Press, Łódź 2015.
Zadanie domowe
Drakulcio bardzo chciałby dostać nowy telefon i oto pojawia się szansa, żeby go zdobyć: dziesięciolatek musi być bardzo grzeczny albo… pisać dziennik, a wtedy telefon dostanie od dziadków na Gwiazdkę. Drakulcio zawsze jest grzeczny, przynajmniej sam tak uważa – ale ponieważ czasami okoliczności sprzysięgają się przeciwko niemu, woli pisać dziennik, na wszelki wypadek, żeby na pewno otrzymać upragniony prezent. I wychodzi na to, że Drakulcio wcale nie jest tak grzeczny, za jakiego się uważa, bo jego dziennik składa się z czterech opowieści o największych wypadkach. Po takiej spowiedzi literackiej mało kto wierzyłby w zapewnienia o grzeczności – ale na nowy telefon bohater uczciwie sobie zapracowuje, pisaniem.
Motyw z marzeniem Drakulcia nie jest promowaniem korupcji: to bardzo dobre wyjaśnienie wyboru narracji – i uprawdopodobnienie postaci. Drakulcio jako uczestnik nietypowych wydarzeń staje się wiarygodny dzięki stale podsycanej nadziei na telefon – taka zachęta do pisania rozwija w nim umiejętności literackie. Czytelnikom zapewnia natomiast rozrywkę, bo szybko okaże się, że ksywka Drakulcia nie jest przypadkowa. Pinkwartowie bawią się motywem energicznego i pomysłowego dziecka, któremu wszystko zdarza się „przypadkiem” i bez złych intencji. Drakulcio co chwilę wpędza się w kłopoty.
Najpierw Drakulcio ze swoim najlepszym przyjacielem Andreą urozmaica urodzinowe przyjęcie za sprawą pożyczonego na wieczne nieoddanie pistoletu. Znaleziony na szkolnym boisku przedmiot chłopcy wykradają nielubianemu koledze, a potem chcą go tylko potrzymać – co oczywiście prowadzi do chaosu i niemal rujnuje przyjęcie. Drakulcio lekcję o szacunku i zadanie z biologii łączy w nietypowy sposób: uprzejmie się wysławia, a do piórnika zbiera dżdżownice, co wydaje się powrotem do klasyki literatury czwartej i typowych chłopięcych wybryków). Znanemu podróżnikowi serwuje przedziwną potrawę, a w teatrze zrzuca z sufitu ogromny żyrandol. Bez wątpienia dzieci pokochają Drakulcia, któremu takie rzeczy przydarzają się przypadkiem i bez przerwy.
Drakulcio porusza się w kręgu wyrazistych postaci – jest tu nieznośna kuzynka Anna-Maria, klasowa kujonka Magda Klonowska czy Gruby Tedi, który bez przerwy je. Tata Drakulcia pisze doktorat z archeologii, a mama ciągle porównuje go z sąsiadem-trenerem: silnym, męskim i potrafiącym naprawić wszystko w domu. Na te przekomarzanki rodziców Drakulcio większej uwagi nie zwraca, bo bardziej interesują go kolejne przygody. Skrupulatnie przedstawia w swoim dzienniku wszystkie. Przyjmuje przy tym wygodny dla małych odbiorców styl: kiedy ma do zaprezentowania dłuższe wypowiedzi czy rozbudowane partie dialogowe, wpisuje je w komiksowe dymki, co nadaje tekstowi dynamiki.
Autorzy postawili tu na rozrywkę najmłodszych. Sam Drakulcio jest bohaterem naiwnym i przez to zabawnym. Nie przejmuje się niepowodzeniami, z przejęciem przedstawia kolejne przygody i wciąga maluchy w swój szkolno-domowy świat. Pinkwartowie trochę nawiązują do mody na książki komiksowo-powieściowe, ale proponują dzieciom lepszą niż zachodnie realizację. U Drakulcia nie tylko dzieje się więcej, humor jest tu też na wyższym poziomie. Mimo naiwności bohatera narracja nie wydaje się banalna. To książka zachęcająca dzieci do czytania, Drakulcio, który ciągle ma jakieś kłopoty, budzi śmiech i ciekawość. Z taką publikacją można bez problemu zostawić najmłodszych – wiadomo, że polubią czytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz