Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.
Mlaski z muchą
Mucha Fefe ma wielki atut. Jest bajkowo zabawna, a to cecha nie do pogardzenia, kiedy zna się zadanie tej bohaterki. Mucha Fefe to bowiem pomoc logopedyczna i instruktorka dla maluchów. Przeżywa rozmaite dziwne przygody, a każda staje się pretekstem do językowej gimnastyki. Ćwiczenia logopedyczne Marta Galewska-Kustra zamienia w ten sposób w zabawę dla najmłodszych, a rodzicom umożliwia kontrolowanie postępów pociech. Bo przecież nie da się zignorować próśb muchy, która nosi muchę, ani jej gębowych wyczynów. Tomik „Z muchą na luzie ćwiczymy buzie” nie przynosi zadań odkrywczych, a stosowane przez kolejnych logopedów. Jednak bajkowa otoczka sprawia, że maluchy zechcą podjąć wysiłek i naśladować Fefe w cmokaniu, mlaskaniu i ziajaniu.
Nie ma tu wiele tekstu, bo i nie o długie czytanie chodzi. Autorka skrótowo prezentuje zarozumiałą bohaterkę i jej wybryki. Fefe na przykład jeździ wozem strażackim do pożarów, ściga się z samolotami, chodzi na randki i do kina (tu śmieje się głośno na komediach). Zdarza się, że Fefe psoci – pokazuje komuś język i mlaska przy jedzeniu. Także w tym mogą ją naśladować dzieci, chętne wszystkim wykroczeniom poza zasady dobrego wychowania. Zwłaszcza że robić to będą w dobrym celu: by przygotować i przyzwyczaić aparat mowy do wykonywania określonych ruchów.
Galewska-Kustra bardzo szybko prezentuje kolejne wyczyny muchy: nie buduje żadnych fabuł, raczej spostrzeżenia, które mają uzasadnić logopedyczne ćwiczenia tak, by nie budziły podejrzeń dzieci. Dlatego spory nacisk autorka kładzie na silne doznania. Fefe działa zawsze na maksimum możliwości, tu nie ma mowy o półśrodkach. Musi poderwać do działania – czy chodzi o próbę przestraszenia zbyt wielkiego (dla muchy) psa, czy też o krzywienie się po soku cytrynowym. Każda przygoda muchy jest wstępem do ćwiczenia: dzieci mają wspomagać bohaterkę w jej staraniach, to dobra motywacja, przypomina bowiem zabawę i wiąże się z treścią książeczki. „Z muchą na luzie ćwiczymy buzie” to publikacja, w której bierze się pod uwagę wiek odbiorców i stosuje skuteczne podstępy, żeby zachęcić ich do pracy. Dodatkową atrakcją mogą być tu ilustracje: Joanna Kłos postarała się, żeby bohaterowie wyglądali komicznie i sympatycznie jednocześnie – zresztą obrazki mają tu dodatkową funkcję: czasami mogą być podstawą do opowiadania rodzicom o bohaterce.
Każde ćwiczenie zaprezentowane jest w dwóch kółkach. Czarne to zwrot bezpośrednio do dzieci. To w kolorze tła strony zawiera dokładniejsze wskazówki dla rodziców i ewentualne uwagi dotyczące pracy z pociechą. Jedno można ty bu poprawić: niepotrzebne zdrobnienia: zwłaszcza „ząbki” (nawet w tekstach dla rodziców…) rażą. Warto byłoby jednak unikać zbędnych deminutiwów – niepotrzebnie infantylizują wskazówki i nie mają żadnego sensownego uzasadnienia.
Mucha Fefe to dobra przewodniczka po świecie logopedii. Zadziała tam, gdzie dorośli nie mają siły przekonywania, nakłoni do wytężonego wysiłku i stanie się dla maluchów ważną postacią. Co istotne, autorka w tekście nie rymuje (inaczej niż mógłby to sugerować rozbudowany tytuł), za to skupia się na tym, co najbardziej potrzebne w lekcjach dykcji. Bajkowa bohaterka wprowadza atmosferę zabawy i nawet – relaksu, nie ma tu żmudnych ćwiczeń ani powtarzanych do znudzenia trudnych wyrazów. Fefe wie, co zrobić, żeby kilkulatki wzięły się do pracy – i to mimochodem, przy okazji śledzenia jej przygód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz