poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Lucy Rosen: Minionki. Niech żyje król Bob!

Jaguar, Warszawa 2015.

Korona

Minionki mają pomagać czarnym charakterom, ale wydają się bardzo sympatyczne, a fakt współpracy ze złoczyńcami nie umniejsza ich wartości. To zresztą po prostu odskocznia od postaci grzecznych i rozsądnych, mdlących w swojej doskonałości. Wiadomo zatem, że małe żółte stworki podbiją serca dzieci. W ślad za popularnością filmu idą natychmiast gadżetowe publikacje. Malutki tomik „Minionki. Niech żyje król Bob” to krótka historyjka na podstawie bajki. Trzej bohaterowie otrzymują trudne zadanie: mają zdobyć koronę królowej Elżbiety. Ze specjalnym superwyposażeniem wyruszają do Anglii i przymierzają się do wielkiego skoku. Im samym korona nie jest do niczego potrzebna, zlecenie daje im Scarlet O’Haracz, sprytna przestępczyni.

Teraz wszystko rozgrywa się w bardzo szybkim tempie: żeby zdobyć koronę, nie wystarczy się po nią włamać. Rozpoczyna się pościg ulicami Londynu – w jego trakcie Minionki wypróbowują zalety nowoczesnego sprzętu. Mijają też najsławniejsze miejsca w Londynie, ale w narracji nie ma ich wyliczania. Jeden z Minionków wyjmuje ze skały miecz i okazuje się, że zgodnie z legendą ma teraz zostać władcą Anglii. Za swoich krótkich rządów sporo zmienia, ku radości dzieci.

Fabuła tej bajki nie jest skomplikowana ani przeładowana danymi. Lucy Rosen nie zamierza rezygnować z rozrywki ani podporządkowywać jej celom edukacyjnym. Tu elementy prawdziwego świata muszą ustąpić bajkowej logice. Minionki przeżywają ciekawą przygodę bez konieczności przekazywania małym odbiorcom lekcji. To twórczość rozrywkowa w pełnym tego słowa znaczeniu: nie do przyjęcia dla tych dorosłych, którzy uważają, że lektury dla dzieci muszą mieć walory edukacyjne. „Niech żyje król Bob” to przede wszystkim humor dziecięcy.

W narracji fajerwerków nie ma: relacja staje się bajkową opowieścią przeniesioną z kreskówki. Dynamice akcji sprzyja czas teraźniejszy i proste zdania: dzieci mogą samodzielnie sięgać po tak przygotowaną książkę bez większych obaw. Całość zresztą podzielona jest na krótkie akapity, żeby jeszcze bardziej ułatwić maluchom pracę. Daje się tu zauważyć poleganie także na bajkowych kadrach i skrótach w tekście. Jedynym utrudnieniem dla odbiorców może się stać język Minionków – mieszanina włoskiego, angielskiego i wymyślonego: ale intencje bohaterów są zwykle jasne.

Tomik pełny jest humorystycznych filmowych kadrów. Dzieci będą więc mieć wrażenie oglądania bajki, a przynajmniej uczestniczenia w szybkiej akcji. Strona graficzna często przejmuje żarty sytuacyjne, Minionki zachowują się komicznie lub rozbawiają swoimi wysiłkami. Na ilustracjach nie brakuje też dodatkowych dowcipów, możliwych do odkrycia przez starszych odbiorców. Przez cały czas jest kolorowo i przez cały czas coś się dzieje, mimo że akcja nie została tu przesadnie rozbudowana ani celowo uśmieszniona.

Panuje moda na Minionki, co łatwo można wykorzystać, zachęcając dzieci do czytania. Nie jest to może literatura kształtująca gust odbiorców, sprawdza się jednak jako rozrywka i przyda się w domach, w których trudno przekonać maluchy do lektury. Cieniutki zeszyt nie odstrasza objętością, za to przywołuje postacie cenione przez najmłodsze pokolenie – a skoro tak, Minionki mogą wprowadzać kilkulatki w świat lektur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz