niedziela, 9 sierpnia 2015

Karine Lambert: Dom bez mężczyzn

Prószyński i S-ka, Warszawa 2105.

Więzienie

Karine Lambert piękno życia podkreśla, odbierając mieszkankom pewnego domu część drobnych i większych radości. U Królowej mieszkają cztery przyjaciółki. Jedna z nich właśnie się wyprowadza, ale na swoje miejsce znalazła już zastępczynię i nową współlokatorkę, Juliette. Mieszkanie ma sporo zalet, a wsparcie kobiet jest wartością nie do odrzucenia. Zasada jest jedna: nie wolno wprowadzać tu mężczyzn. Najlepiej zresztą wyrzec się miłości i zapomnieć o wszelkich damsko-męskich relacjach. Tak jest łatwiej, wygodniej i bezpieczniej. Można snuć domysły, dlaczego Królowa, dawna tancerka, wyklucza mężczyzn z nie tylko swojego życia. Dawniej była prawdziwą pięknością i mistrzynią sztuki uwodzenia – być może nie chce, żeby mężczyźni oglądali jej upadek wywoływany nieuchronną starością. Może też ma inne powody: odcina się od przedstawicieli płci przeciwnej i wszystkim swoim lokatorkom zdradza sekrety życia.

Tylko że Juliette nie chce d końca podporządkowywać się dziwnej zasadzie. Mieszkanki domu bez mężczyzn zapomniały o miłości i doceniają korzyści płynące z takiego rozwiązania. Każda z nich boryka się z traumami związanymi z partnerami lub mężczyznami z rodziny, każda więc do domu bez mężczyzn ucieka przed konfrontacją z przykrą rzeczywistością. Tu chronione są przez absurdalną może, ale przestrzeganą ściśle zasadę – i nie muszą szukać dodatkowych usprawiedliwień dla swoich postaw. Jedna Juliette wie, co tracą jej nowe znajome. Nie chce podzielić ich losu i próbuje uświadomić bohaterkom, że nie na tym polega prawdziwe życie. Rozmawia też z pomysłodawczynią nieakceptowanej przez siebie reguły. A w domu bez mężczyzn toczy się codzienne życie, z dala od wielkich słów i wielkich uczuć.

Karine Lambert tworzy narrację trochę oniryczną, lekko poetycką i tajemniczą. Odbiorców wstrzeliwuje prosto w dialogi bohaterek, bez specjalnych wprowadzeń, pozwala podsłuchiwać rozmowy i poznawać najskrytsze tajemnice. Stopniowo odsłania biografie poszczególnych mieszkanek domu, bo tylko tak doprowadzić może do ich zrozumienia i do przyswojenia sobie niepopularnych postaw. Tak przygotowane środowisko zresztą potrzebuje spojrzenia z zewnątrz: Juliette ma do wypełnienia ważną misję, musi zająć się tym, co zwykle zapewniają idealizujące miłość fabuły filmów i książek. Ma przywrócić bohaterkom pełnię życia i udowodnić im, że nie powinny zamykać się na płeć przeciwną.

„Dom bez mężczyzn” to książka operująca silnymi uczuciami z dala od powieściowych schematów. Lambert stawia na rozbudowane portrety psychologiczne postaci, ale i na szereg socjologicznych obserwacji, które posłużą do tworzenia wizerunków kobiet. Oczekiwanie podsyca aurą niepewności – wprawdzie bohaterki wiedzą, na co się zdecydowały, ale każda ingerencja w ich uporządkowane życie może zaowocować prawdziwą katastrofą. A przecież mężczyzn tu nie ma, Karine Lambert celowo nie wpuszcza ich (poza pięknym kocurem) za próg domu. Przemiana musi się dokonać najpierw w samych bohaterkach – azyl, który stał się w pewnym momencie więzieniem, istnieje przecież w ich umysłach. „Dom bez mężczyzn” to ciekawe spojrzenie na międzyludzkie relacje i na wartości, jakie w egzystencję wniosą bliscy. Lambert ryzykowne zagadnienie zmienia w próbę przedefiniowania związków, pokazuje też odkrycia towarzyszące przemijaniu. A to wszystko w książce niedługiej, napisanej bez przegadania czy oczywistości. To udany debiut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz