Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Żałoba
Po obsesyjnym wręcz pragnieniu wyjazdu na wieś i założenia tam intratnego pensjonatu, bohaterki literatury dla pań mają nową modę: żądzę posiadania dziecka. Winne są, rzecz jasna, trendy w literaturze rozrywkowej, ale kiedy autorki dostarczają kolejną postać owładniętą jedną myślą i działającą tylko według określonego schematu, nawet czytadła mogą przestać bawić. Katarzyna Woźniczka modyfikuje więc temat, chociaż – nie do końca. W jej powieści „We dwoje” wszystko zatrzymuje się na uczuciach bohaterki, nie ma tu odkrywanych sensacyjnych wydarzeń czy pasjonującej akcji. Zamiast tego pojawia się próba przetrwania żałoby i przewalczenia postaw najbliższej rodziny – przeszkody w drodze do szczęścia.
Karolina bardzo chce mieć dziecko, tylko tego brakuje jej w uporządkowanym życiu. Równie mocno potomka pragnie Krzysztof, jej mąż. Na początku tomu „We dwoje” wydaje się nawet, że opowieść pójdzie w stronę psychologicznych dylematów i określania związku na nowo, ale Woźniczka wybiera bardziej obyczajówkowe rozwiązanie: Krzysztof ginie w wypadku, a w tym samym dniu Karolina dowiaduje się, że jest w ciąży. To, co dawniej uznawała za ostatni element szczęśliwej układanki, teraz musi jej zastąpić niemal cały zrujnowany świat. Nie jest sama: zajmuje się nią przypadkowo spotkana szkolna koleżanka, która wkrótce zostanie najbliższą przyjaciółką, Marta – oraz jej rat podporządkowujący się kaprysom pań bez słowa sprzeciwu. Na starsze pokolenie Karolina nie może liczyć: wprawdzie ojciec i teść byliby wspaniałym wsparciem, ale nie potrafią się wyzwolić spod wpływu despotycznych i zaborczych małżonek. Irena, mama Karoliny, w pierwszej kolejności dba o pozory, w drugiej – o własną wygodę. Grażyna, teściowa, to temat, który prawie dominuje w opowieści: wzór toksycznych postaw (uzasadnionych dopiero w finale). Karolina pozbawiona wsparcia w postaci męża musi mierzyć się z kolejnymi atakami teściowej. Nie wiadomo, dlaczego znosi kolejne przykrości i stara się usprawiedliwiać Grażynę, dzieje się to jednak stanowczo zbyt długo.
W „We dwoje” autorka podkreśla kilka tematów. Najbardziej krzepiącym, radosnym i dynamicznym jest Marta, komiczna i pełna energii. Oczywisty składnik czytadeł, wiszący w powietrzu romans, zapewnia Szymon: Karolina będzie stale walczyć i wybierać między lojalnością wobec zmarłego męża a porywami serca. Najbardziej mroczna staje się kwestia Grażyny, która nie daje synowej spokoju i zadręcza ją własnymi demonami. Nic więcej w „We dwoje” się nie dzieje, co sprawia wrażenie lekturowej stagnacji. Autorka chce odmalowywać tok zwyczajnego życia, od czasu do czasu wprowadzając baśniowe niespodzianki To niewiele, jeśli zamierza rywalizować z poczytnymi obyczajówkami. Akcja wyraźnie tu hamuje, bo Woźniczka woli bezustanne roztrząsanie dylematów postaci. Daje czytelniczkom obraz trudnej sytuacji (łagodzonej przecież przez życzliwość i gotowość do poświęceń Marty oraz Szymona), ale nie odpowiada na pytania, dlaczego właściwie bohaterka pozwala się poniżać teściowej. W ogóle „We dwoje” rodzi trochę wątpliwości – może w ten sposób chciała autorka zaprosić odbiorczynie do dyskusji. W warstwie stylistycznej zdarzają jej się błędy (zwłaszcza płynące z nieuważnego dookreślania podmiotu zaimkami). Woźniczka pisze tak, by powieściowa rzeczywistość brzmiała jak najbardziej naturalnie – czasami wydaje się wręcz, że całą energię poświęciła na budowanie fabuły i relacji między postaciami i zabrakło jej siły na literackie doszlifowanie całości. Brakuje w „We dwoje” spoiwa i pasji w opowiadaniu historii, zostało podglądanie bohaterki w obliczu wyzwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz