środa, 29 lipca 2015

Tomasz Gorazdowski: Przez trzy Ameryki. 30000 kilometrów z Alaski do Ziemi Ognistej

Znak, Kraków 2015.

Przygoda

Każdy z globtroterów ma swój sposób na podróżowanie. Tomasz Gorazdowski pasję do odkrywania świata połączył z pracą – gnany ciekawością i żądzą przygód przemierzył trzy Ameryki z Alaski do Argentyny. Efektem tej wyprawy z północy na południe były nie tylko korespondencje radiowe, ale i książka „Przez trzy Ameryki” – idealna dla tych, którzy lubią literaturę podróżniczą z pazurem. Gorazdowski nie stawia sobie za cel edukowania odbiorców, bardziej rozrywkę i możliwość przeżycia choćby tylko zapośredniczonej przygody. Funduje czytelnikom wielką podróż i przekonuje, że warto mieć marzenia. Bo tylko wtedy można coś osiągnąć. „Przez trzy Ameryki” to opowieść o kolejnych etapach oryginalnej wyprawy. Zaczyna się od niemal kabaretowej scenki – dyskusji z policjantem na pustyni w Peru. Tak Gorazdowski zaprasza do lektury, udowadniając jednocześnie, że potrafi pisać dowcipnie, zajmująco i… życiowo. Nie zamierza przepisywać kolejnych stron z przewodników, co najwyżej wyłuskuje obiekty „must see”, lokalne atrakcje godne polecenia – ale nie są to nigdy oficjalne trasy i ścieżki, a miejsca sprawdzone, rzeczywiście warte poświęcenia im czasu.

Czas to w tej podróży towar deficytowy. Gorazdowski musi przemierzyć 30000 kilometrów w „mniej więcej trzy miesiące”. Z jednej strony takie założenie zapewnia intensywność doznań, adrenalinę i… niepotrzebne nerwy, kiedy coś pójdzie niezgodnie z planem. Z drugiej – uniemożliwia dogłębne poznawanie nowych terenów. Na swoją wyprawę Gorazdowski znajduje sposób – co przekłada się i na sam tekst. W opisie tej podróży równie dużo miejsca co lokalnym atrakcjom poświęca własnym przeżyciom, relacjom z towarzyszem podróży, Olkiem, drobnym żartom i felietonistycznym puentom. Wyważa proporcje, żeby nie zamienić książki ani w beznamiętny zestaw danych, ani w prywatny dziennik. Stosuje chętnie dowcipne przerywniki – anegdoty z trasy. Trochę eksperymentuje, poznając miejscowe drogi i miejscową kuchnię. Zawsze jest w tym ciekawość i oczekiwanie na kolejne atrakcje.

Tomasz Gorazdowski pisze rzeczowo i z humorem, lawiruje między beztroskim luzem i spojrzeniami „odkrywcy”. Nie szuka doznań ekstremalnych, raczej próbuje przyjrzeć się zwyczajności wymuszanej przez zastane warunki. Pozwala odbyć podróż bez wychodzenia z domu. „Przez trzy Ameryki” to książka w narracji bardzo prawdziwa, łatwo tu zaprzyjaźnić się z autorem i podążać za nim. Dla odbiorców ważne będzie też stonowanie poszczególnych etapów wyprawy: Gorazdowski daleki jest od popisywania się. Zachowuje niezbędne środki ostrożności, ale też nie wierzy ślepo we wszystkie ostrzeżenia. Czasem udaje miejscowego, żeby uniknąć problemów, czasem nie stosuje się do sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem przepisów. Przemierza Ameryki jako zwyczajny facet, któremu zachciało się oryginalnej (ale nie rekordowej) eskapady. Od czasu do czasu korzysta z gościnności słuchaczy radiowej Trójki, wprowadza do swojej opowieści kolejnych napotkanych rodaków, odwiedza interesujących ludzi i oddaje im głos: o części miejsc najlepiej opowiedzą ich mieszkańcy, to próba powrotu do idei niespiesznego podróżowania i zagłębiania się w codzienność innych ludzi.

„Przez trzy Ameryki” to książka bogato ozdobiona zdjęciami z wyprawy, jednak największą jej wartością jest możliwość wzięcia udziału w wielkiej przygodzie. Radiowa podróż od kulis, inspirująca i inna niż wszystkie nie tylko na poziomie założeń – ta lektura jest reportażem z wyprawy napisanym z pomysłem, a i w zgodzie z trendami na rynku wydawniczym. Gorazdowski wie, jak przyciągnąć odbiorców, nie musi tu działać magia nazwiska, bo i poza grupą trójkowych wiernych słuchaczy znajdzie się sporo czytelników zadowolonych z takiego pomysłu na książkę podróżniczą. „Przez trzy Ameryki” pozwala odkryć niejedno, a sam autor kilka razy przypomina, że taka „pospieszna” podróż to dobry punkt wyjścia do planowania, w jakie miejsca wrócić, żeby je lepiej poznać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz