niedziela, 26 lipca 2015

Jørn Lier Horst: Operacja Człowiek w Czerni

Media Rodzina, Poznań 2015.

Skarb

Jørn Lier Horst zamierza wykorzystać możliwości, jakie dają mu odwołania do dorosłego kryminału. Przebudowanie konwencji, która w książkach dla starszych odbiorców wypada już nieprzekonująco (jako zbyt szablonowa), w bajce wciąż jeszcze ma szanse powodzenia. I dlatego „Operacja Człowiek w Czerni” pełna jest budzących dreszcz strachu scen. Ale wszystko zaczyna się od przypadku: Oliver, jeden z pary młodych detektywów, niszczy sobie rower, wpadając w wykopaną przez kogoś dziurę. Dziur przy ścieżce przybywa i chłopiec razem ze swoją sąsiadką, kuzynką i partnerką Tiril zamierza zająć się tą zagadką. W pobliżu dzieci zauważają tajemniczą postać w czarnym płaszczy. Tak wyraźne przerysowanie czarnego charakteru jest tu konieczne, żeby zasugerować bajkowe zagrożenie – bajkowe, więc takie, z którym dzieci sobie poradzą. Nawet jeśli wyzwanie miałoby oznaczać nocne eskapady na miejsce zagadki czy konfrontację z przerażającym potencjalnym bandytą. Ale ponieważ do śledztwa dochodzi też motyw poszukiwania skarbu, przygody nie wolno zignorować.

Autor zestawia tu dwa schematy. Pierwszy to trop detektywistyczny: nieznane motywacje dziwnej postaci, sekret dziur przy drodze. Drugi odnosi się do motywu skarbu – wykorzystuje tu Horst starą mapę z zaznaczonym miejscem poszukiwań, ale i nawiązanie do przeszłości – wyjaśnienie celu tych poszukiwań. Z jednej strony proponuje zatem detektywistyczną dociekliwość i logikę, z drugiej awanturniczą przygodę i dawkę adrenaliny. Dla Tiril i Olivera to kolejna okazja do sprawdzenia swoich umiejętności, tym razem jednak odwaga przydaje się dużo bardziej niż poprzednio.

W tej historii bardzo wyraźny jest powrót do tradycji w literaturze czwartej, chociaż to powrót podporządkowany dzisiejszej modzie. Biuro detektywistyczne zorganizowane na wzór biura Lassego i Mai udorośla bohaterów i nadaje im większą rangę. Teraz nikt nie zamierza zlecać dzieciom rozwiązania zagadki: Oliver ma w tym własny cel, zniszczył rower i nie wie, czyja to wina. Kiedy pojawia się mapa ze skarbem (znaleziona w okolicznościach jak z filmu sensacyjnego), nie da się już uciec od prawdziwego wyzwania. Horst robi wszystko, żeby fabuła nie wydała się odbiorcom zbyt infantylna i stąd sceny grozy, krajobraz jak z horroru (dla dzieci) i porcja silnych wrażeń. Swoich bohaterów autor dopuszcza do zetknięcia się z prawdziwym przestępcą – i dlatego nie sprowadza na nich niespodziewanych zagrożeń, wystarczająco podbija atmosferę fabularnymi pseudocytatami z przygodówek. „Operacja Człowiek w Czerni” rozgrywa się zgodnie z oczekiwaniami czytelników, ale dostarcza im też rozrywki – w końcu nie zawsze ma się do czynienia z historią detektywistyczną przerabianą na opowieść akcji. To powinno spodobać się małym czytelnikom spragnionym sensacji.

Książka jest bogato ilustrowana. Kadry przypominają scenki z kreskówek lub komiksów. Hans Jørgen Sandnes stawia na wyraziste miny oraz – tym razem – na grę świateł. Bardzo chętnie zatrzymuje na ilustracjach silne emocje lub momenty przełomowe w śledztwie, do tego odgrywa też ważną rolę w pokazywaniu detali z mapy skarbów. Radzi sobie z tym zadaniem, a jego kolejne obrazki czasami przypominają warte utrwalenia kadry z filmu. W ten sposób Sandner daje do zrozumienia, że historia jest produktem wyobraźni, starannie rozplanowanym zbiorem nieprzypadkowych wydarzeń. Do grafik dołączone też zostało detektywistyczne zadanie dla dzieci. „Operacja Człowiek w Czerni”, drugi tom serii, pokazuje, że Horst chce postawić na różnorodne doświadczenia i tradycje z książek nie tylko dla dzieci, żeby uniknąć monotonii i powtarzania konstrukcyjnych schematów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz