Debit, Bielsko-Biała 2015.
Wariacje na temat liter
Kura Adela to bez wątpienia postać bajkowa. Ma ona jednak duże znaczenie w procesie edukacji – pozwala bowiem dzieciom… ćwiczyć litery. W każdym tomiku – starannie przygotowanym od strony graficznej, ale też ładnie wydanym (gruby papier i twarde okładki gwarantują, że książki nie będą się niszczyć, nie zginą także na księgarskich półkach) – kura Adela ma trzy różne pomysły. Każdy pomysł natomiast podporządkowany został literom. Chodzi bowiem o to, żeby kura Adela oswajała małych odbiorców z kształtem liter i przyzwyczajała do ich obecności w tekście. Stąd też pomysły na fabuły podporządkowywane są słownictwu, a to oznacza, że bajkowa bohaterka doświadczać będzie rzeczy dziwnych, absurdalnych i zabawnych – w sam raz, żeby zachęcić maluchy do czytania. Wprawdzie dorośli w zabiegach Joanny Krzyżanek bez trudu dopatrzą się tendencyjnych rozwiązań wymuszonych leksykalnie, liczy się jednak zabawa dzieci, a ta przy lekturze będzie gwarantowana – bo kura Adela jest postacią nieprzewidywalną i spontaniczną.
„Jak kura połknęła hipopotama” to tomik, który wydaje się wyzwaniem już od strony twórczej, zawiera bowiem opowiadania z trzema rzadziej używanymi literami: h, n i ń. Ale Krzyżanek ma już ogromną wprawę w konstruowaniu historyjek z dostępnych wyrazów (musi przecież brać pod uwagę także możliwości poznawcze dzieci – zbyt trudne słowa zniechęciłyby je do czytania i wykluczyły zabawę). Przy literze h tematem wiodącym staje się huśtawka, o której Adela marzy. Autorka stosuje w opowiadaniu powtarzającą się wyliczankę kury, która nie może skorzystać z upragnionej rozrywki. Adela spotyka różnych bohaterów i zwierza im się ze swojego problemu, aż w końcu dopnie swego. Kura, nawet tłuściutka jak Adela, też ma prawo do huśtania się. Dzieci zrozumieją to znakomicie. Bajka z literą n to historyjka o kolorowych nakrętkach i o tym, jakie pomysły na ich wykorzystanie mają wesołe norki mieszkające na strychu. Adela też ma tu coś do powiedzenia. Z kolei w przypadku litery ń uwaga odbiorców przenosi się na koniec wyrazów. Tytuł „Adela i cień” łagodzi strach bohaterki z pierwszych stron opowiadania, podobnie zresztą jak wzmocniony dowcip. Adela jest przerażona, że ściga ją potwór – Droń albo Croń Kurojad. Dzieci oczywiście odgadną bez trudu, co naprawdę doprowadziło Adelę do takiego stanu – dadzą się uwieść zabawnej historyjce, przy okazji poznając pomysł na nowego komicznego „potwora”.
Teksty zostały przygotowane tak, żeby dzieci czytały je samodzielnie, a pomocny w tym będzie duży druk. Wyrazy (a właściwie ich część) pozwalające lepiej poznać konkretną literę są tu wyróżniane kolorem czcionki, zwracają więc uwagę i przypominają o edukacyjnym charakterze tomiku, pomagają też przyzwyczaić dziecko do wyglądu liter w tekście – nie pojedynczych i wyizolowanych, a zastosowanych w praktyce. Każde opowiadanie kończy się także wariacją na temat litery: układa się ją graficznie, z bohaterów opowiadania lub z rozmaitych przedmiotów, autorka podpowiada też dzieciom proste do zapamiętania wyrazy, które mają konkretne litery na początku, w środku lub na końcu – te zabiegi mnemotechniczne nie zaszkodzą, a do tego mogą przekonać młodszych odbiorców do szybszego rozpoczęcia nauki czytania. Skoro sama Adela nie zmusza do czytania, nie kojarzy się z obowiązkami, a z zabawą – to bohaterka pomagająca w edukowaniu najmłodszego pokolenia, a rozrywkowa przy okazji. Dodatkowo do książki zachęci dzieci Zenon Wiewiurka, autor przedziwnych grafik: te ilustracje łączą w sobie modę na komputerowe szlify i trójwymiar z niecodziennymi perspektywami oraz zachwianymi proporcjami. To podkreśla absurd i bajkowość historyjek. Z kury Adeli wyrasta się tak samo jak z bycia kilkulatkiem – ale uniwersalność tych książeczek zapewni długą żywotność całej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz