Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Obowiązki
Pierwszy dzień szkoły to dla każdego kilkulatka ważne wydarzenie – nie inaczej jest z Kokosem. Chociaż to mały smok, również bardzo przejmuje się nieznaną do tej pory sytuacją. Jest smokiem ognistym, a to oznacza, że musi zdobywać wiedzę: zupełnie inaczej niż smoki żarłoki. Tym wystarczy tylko polowanie i zaspokajanie głodu, nie mają żadnych innych ambicji. Prawie żadnych: gdy Kokos spotyka swojego rówieśnika należącego do gatunku smoków żarłoków, ze zdziwieniem zauważa, że ten… zazdrości mu szkoły. Koko Smoko wpada więc na znakomity pomysł: zabiera nowego kolegę do klasy.
„Mały Koko Smoko idzie do szkoły”, pierwszy tom serii o Kokosku, pozwoli najmłodszym oswoić się z myślą o edukacji. Małe smoki uczą się pisać swoje imiona, dostają prezenty: tornistry, piórniki i rękawki do pływania. Dowiadują się, jak (i po co) dodaje się oraz mnoży. Lekcji pływania również nie zabraknie – uczniowie muszą opanować tę sztukę jak najszybciej, bo wkrótce czeka ich ciekawa wycieczka, nie dość, że na odległą wyspę, bez rodziców, to jeszcze dwudniowa. A to już zapowiedź świetnej zabawy. Smok Kokos stopniowo poznaje więc szkołę i przekonuje się, że nie ma się czym martwić ani zadręczać. Teraz zyskał nowych kolegów, zdobywa ważne umiejętności, a wiedzę ze szkoły może dość szybko sprawdzić w praktyce. Wiadomości z lekcji sprawiają, że Koko Smoko robi się inteligentniejszy. To z kolei podbudowuje jego pewność siebie. Bohater może porównywać się choćby z prymitywnymi smokami żarłokami: dzięki szkole wiele zyskuje. Ingo Siegner mnoży zachęty, w końcu jego zadaniem jest przekonanie małych odbiorców, że warto chodzić do szkoły.
Kokos nie ma już wątpliwości. W dodatku obserwuje przemianę swojego przyjaciela: mały smok żarłok początkowo przypomina dzikie zwierzątko. Po kilku lekcjach staje się mistrzem nurkowania w klasie, nie wdaje się w głupie dyskusje z małpami i staje się bardziej samodzielny. Wzrasta jego wartość – nawet niechętni szkole rodzice smoka żarłoka muszą przyznać, że ich syn bardzo dobrze się rozwija. I że może zakaz uczestniczenia w lekcjach był pomyłką. Chodzenie do szkoły to rozmaite przyjemności – dzieci nie będą w to wątpić po lekturze. Smocza placówka staje się zatem sposobem na ograniczanie stresu. Tu małe smoki dobrze się bawią, nawet jeśli nauka kosztuje je trochę wysiłku. Nikt jednak nie zniechęca się do zadań. Zwłaszcza że w perspektywie jest ważna wycieczka. Podekscytowanie smoków udziela się dzieciom.
„Mały Koko Smoko idzie do szkoły” to publikacja bajecznie kolorowa. Na ilustracjach pojawiają się sympatyczni bohaterowie – dziecięcy, w intensywnych barwach i z zawadiackimi minami. Obrazki obfitują w niespodzianki (liczydło z wołami!), dlatego warto przyglądać im się z uwagą i wyczytywać kolejne drobne żarty. Sam przegląd rysunków sugeruje ogrom przygód małych smoków: strona graficzna przyciągnie więc dzieci do tej historyjki. Dorosłych być może przekona też fakt, że tomik jest pięknie wydany – na grubym kredowym papierze, ze zszywanymi kolejnymi arkuszami i w ozdobnej twardej okładce. Krótko mówiąc to ten rodzaj wydania, który kojarzy się z niezniszczalnymi i wyjątkowymi bajkami.
„Mały Koko Smoko idzie do szkoły” to naprawdę bardzo krótkie rozdziały, pełne humoru i przeznaczone dla młodszych dzieci (lub dla tych, które chcą o Kokosku czytać same). Siegner zadbał o to, by wydarzenia zmieniały się błyskawicznie i by mali odbiorcy mieli na co czekać. Odwołuje się do tematu bliskiego każdemu dziecku, ale szkolne obowiązki ukrywa pod zabawami beztroskich smoków. Ogranicza lęk przed szkołą, za to umiejętnie punktuje zalety zdobywania nowych kolegów i nowych zdolności. To zatem bajka także o znaczeniu pedagogicznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz