poniedziałek, 6 lipca 2015

Chris Bradford: Agent. Zakładniczka

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Wyzwania

Tym razem Chris Bradford proponuje młodym czytelnikom serię tematycznie zbliżoną do Cheruba Muchamore’a, chociaż dla uniknięcia oskarżeń o plagiat lekko modyfikuje założenia nowej organizacji. Tak jak w Cherubie, nastolatki zyskują profesjonalne (i wręcz superbohaterskie) przeszkolenie, tak jak w Cherubie ich istnienie trzymane jest w ścisłej tajemnicy i tak jak w Cherubie narażają się na największe niebezpieczeństwa. O ile jednak u Muchamore’a misje polegają na wyśledzeniu przestępców i udaremnieniu ich planów, o tyle u Bradforda zagrożenie do końca jest nieznane: bohaterowie mają być dziecięcymi ochroniarzami i ostatnim punktem obrony, gdyby zawiedli dorośli agenci. Jako dzieci nie wzbudzają podejrzeń, stanowią więc tajną broń w walce z terrorystami. I od początku wiedzą, że w swoich zadaniach mogą stracić życie lub zdrowie – powinni bowiem w ostateczności przyjmować na siebie kule przeznaczone dla osób, które ochraniają.

„Zakładniczka” to pierwszy tom serii Agent. Wypada bardzo obiecująco. Do grona kumpli-ochroniarzy ma dołączyć Connor, świeżo upieczony mistrz kick-boxingu. Connor trenuje sztyki walki i nie waha się, gdy trzeba pomóc słabszym. Jego ojciec zginął na misji w Iraku: nikt z rodziny nie wiedział, że należał do tej organizacji, która teraz chce zatrudnić i przeszkolić Connora. Chłopak już wkrótce dostanie pierwsze bardzo poważne zadanie: ma zostać kumplem-ochroniarzem córki prezydenta Stanów Zjednoczonych. Alicia ma dosyć agentów Secret Service, poważnie ograniczających jej wolność. Chce prowadzić życie normalnej nastolatki i wie już, jak wywieść w pole dorosłych ochroniarzy. Tymczasem islamscy terroryści planują porwać dziewczynę: Alicia nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie niebezpieczeństwo jej grozi.

W pierwszym tomie Bradford musi nakreślić zasady działania organizacji i zmieścić jeszcze jedną pełną misję. Radzi sobie z tym zadaniem: „Zakładniczka” okazuje się powieścią mocną i ciekawą. Na początku wydaje się, że autor chce pozostać w klimatach z Młodego samuraja: skupia się na dynamicznych scenach (w tym scenach walk, szczegółowo opisywanych) – z czasem jednak przechodzi do nowej zwyczajności bohatera i tu już nie szuka sensacji na siłę. W samej narracji stale przechodzi między wątkami: pokazuje albo Connora – w różnych miejscach i z różnymi zadaniami – albo plany porywaczy. W ten sposób trochę sugeruje, co stanie się z bohaterami, a trochę buduje napięcie, nie można mu zarzucić uprzedzania faktów, bo ma dobre pomysły na poprowadzenie historii w konkretnym kierunku. „Zakładniczka” nabiera tempa zwłaszcza w momencie spotkania Connora z Alicią – dobrze, że Bradford nie próbuje budować kampusu na wzór Cheruba, a koncentruje się na tym, co dzieje się po wyjeździe na misję specjalną.

W narracji łączy ten autor fachową wiedzę (w dziedzinach walk), sensacyjność i aktualne polityczne problemy świata – ze zwykłym życiem nastolatków. Alicia marzy o normalności i buntuje się wobec ojca, Connor z kolei tęskni za swoim tatą i chciałby zapracować na jego uznanie. W świecie emocji Bradford okazuje się uważnym obserwatorem – daje czytelnikom książkę, która staje się prawdziwa mimo przejaskrawianej fabuły. Bradford umiejętnie wykorzystuje zapotrzebowanie na rynku na teksty trochę filmowe i nieco zbrutalizowane – ale w tym wypadku popisuje się też sprawnością narracyjną i odwagą w konstruowaniu opowieści. „Zakładniczka” przychylnie nastawi do kolejnych tomów cyklu – jeśli autor podtrzyma ten sposób pisania i zachowa proporcje, może liczyć na wierne grono odbiorców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz