środa, 22 lipca 2015

Albert Espinosa: Świat na żółto. 23 małe odkrycia, które uratowały mi życie

Znak, Kraków 2015.

Filozofia

Co może być dobrego w chorowaniu na raka? Albert Espinosa twierdzi, że dzięki tej chorobie udało mu się znaleźć swoich „żółtych” i odkryć filozofię żółtego życia. Tom „Świat na żółto” to zestaw pocieszanek człowieka, który w szpitalach spędził dużą część młodości i który stracił nogę, płuco i część wątroby (tę ostatnią na skutek pomyłki lekarskiej). Espinosa pełen entuzjazmu dla swoich odkryć tworzy autobiograficzną książkę na wzór poradników samodoskonalenia czy opracowań skrzydlatych słów. Z haseł, które usłyszał w szpitalach, składa własny zestaw wskazówek dla odbiorców – i rodzaj pamiętnika. Cytowane tu frazy nie zawsze dadzą się uogólnić i nie zawsze są politycznie poprawne – ale każdą autor rozwija w krótkim rozdziale, nawiązując do swojej przeszłości. Dostrzega jasne strony tam, gdzie inni widzą tylko kryzysy i powody do załamań, a o raku pisze zupełnie inaczej niż zwykle w lekturach „szpitalnych”.

„Świat na żółto” to książka bardzo przewrotna. Espinosa natchnienie czerpie od lekarzy, pielęgniarek i innych chorych. To ich porady tu gloryfikuje – raz dotyczą one pogrzebu dla nogi, a raz… „porządnego zwalenia konia”. Poza ekstremalnymi uwagami znajdują się i filozoficzne – o zachowaniu spokoju, cieszeniu się chwilą, sztuce oddychania czy własnej wyjątkowości. Starsi pacjenci dzielą się z młodym towarzyszem niedoli życiowymi mądrościami, a autor z czasem uczy się, jak wyłapywać wskazówki z codzienności. Sprawdza, co sprawiło mu przyjemność i jakie problemy musiał przezwyciężać w szpitalu. Dla niego trudne do przetrwania nie są operacje, a nuda w oczekiwaniu na badania. Wynajduje więc oryginalne sposoby zbijania czasu i sztuczki pomagające w samorozwoju. W tym wszystkim niewiele już miejsca na raka – właściwie to Espinosa z pokonanej choroby czyni powód do dumy i narzędzie budowania autorytetu. Chwali się olbrzymią kartoteką medyczną (ale też uczy, jak otwierać koperty z wynikami badań, żeby zminimalizować strach i stres), podkreśla wielokrotnie własne straty – żeby dodać siły odbiorcom postawionym w podobnej sytuacji.

„Świat na żółto” to teksty podnoszące na duchu w obliczu choroby, chociaż lepiej po nie sięgać z ciekawości, a nie w chwili szpitalnego załamania. Autor z wielkim entuzjazmem podchodzi do przeciwności losu – jego optymizm momentami staje się aż trudny do zrozumienia. A jednak na rynku literatury chorobowej wygrywa brakiem męczeńskich tonów i kreatywnym podejściem do stresotwórczego tematu. Kiedy Espinosa skończy już przytaczanie dwudziestu trzech szpitalnych „mądrości”, sięga po temat filozofii żółtych. Pokazuje, co znaczą żółci (różni od przyjaciół i od partnerów seksualnych, bliscy na inny sposób) i przekonuje, że warto szukać swoich żółtych (każdy powinien mieć ich w życiu dwudziestu trzech). Raczej nie uda mu się w ten sposób stworzyć mody na szpitalnych przyjaciół – z drugiej jednak strony angażowanie się w lekturę pomaga zabić nudę i dostarcza tematów do przemyśleń – każdy może spróbować wypracować własne koncepcje i znaleźć dla nich zastosowanie oraz zbiór zasad.

Tę publikację czyta się szybko. Espinosa nie jest autorem wymagającym, to piszący amator, którego cieszy sam proces tworzenia książki. Przez to także nie znajdzie się tu klasycznych rozwiązań ani typowych w literaturze chorobowej i poradnikach konstrukcji. Autor czasami się powtarza, czasami zmienia wątek, jeśli wpadnie na ciekawszy pomysł. Nie oszlifowuje swojego tekstu, nie czuje potrzeby opracowywania zwierzeń. Stawia na entuzjazm i na szczerość, wie, że tak dotrze przynajmniej do części czytelników. Espinosa pisze po to, żeby pokrzepić, nie pozwolić chorym na pogrążanie się w apatii czy poddawanie się. Ale przeżywa też własną historię – już nietypowością jego prezentacja zasługuje na uwagę. „Świata na żółto” nie ocenia się pod kątem literackim – trudno też pod kątem perswazyjnym, bo sytuacja autora jest wyjątkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz