Świat Książki, Warszawa 2015.
Kuchnia i sztuka
Monika Małkowska kulinarne trendy w literaturze użytkowej odwraca i łączy z modą na PRL. Jej „Życie na przekąskę” nie powiela znanych anegdot i wciąż powtarzanych faktów z przeszłości, dotyczy świata kultury pozbawionej piętna masowości. W dodatku kultura ta obserwowana jest zza kulis, a właściwie – znad talerzy, garnków i patelni. Nie wszystkie pomysły autorki będą się dzisiaj cieszyć powodzeniem, zwłaszcza że w zakończeniu pierwszego tekstu Małkowska zaznacza: „każda potrawa sprawdzona, zjedzona, czasem… odchorowana”. Ponadto sięga po składniki stale obecne w peerelowskiej kuchni, za to aktualnie zdetronizowane lub wręcz nieistniejące na sklepowych półkach.
Książka składa się z niegdysiejszego cyklu felietonów kulturowo-kulinarnych. Punktem wyjścia dla autorki stają się przeważnie spotkania towarzyskie (z prywatnymi znajomymi lub ludźmi o znanych nazwiskach), rozmaite okazje do wypróbowania przepisów czy po prostu konieczność stworzenia czegoś jadalnego z dostępnych w sklepach towarów. Małkowska wie, jak pokonać kulinarną nudę: wykazuje się pomysłowością i sprytem, a czasami też i odwagą w przyrządzaniu potraw. Własne kulinarne wyczyny konfrontuje z dokonaniami przyjaciół, chętnie korzysta ze sprawdzonych już porad. Dla czytelników nawet ciekawsze będą same okoliczności wymyślenia lub wypróbowania dań niż przepis. Ma zatem Monika Małkowska bazę działania. Ale bardziej niż pisanie o kuchni interesuje ją pisanie o towarzyskich relacjach. Z upodobaniem sięga do nieznanych szerszej publiczności detali, przywołuje scenki zapamiętane i sytuacje o dość anegdotycznym charakterze. Skupia się na prywatności (mimo że nie goni za sensacją), w felietonach prowadzi coś w rodzaju dziennika towarzyskich spotkań. Funkcjonuje jako kronikarka, a jednocześnie jej zapiski nie brzmią plotkarsko. Autorka stara się przedstawiać swoich znajomych pod kątem ich zawodowych dokonań – porusza się w kręgu ludzi sztuki, w notatki wciągając często ówczesnego męża – pomocnego w zdobywaniu niezbędnych składników. Wszystko Małkowska opisuje lekko i bez niepotrzebnych wzruszeń (teksty powstawały w czasach PRL!) – a także bez martyrologicznych tonów: daje sobie radę z kolejnymi wyzwaniami, ale nie narzeka na trudności i nie ulega aktualnemu wciąż kultowi PRL. Dzięki takiej postawie, lekko nawet ironicznej, książkę czyta się lepiej. Oryginalny jest też sposób wprowadzania „przepisów”. Monika Małkowska opowiada o szczegółach spotkania, po czym – bez żadnych wstępów – przechodzi do podawania sposobu przyrządzania potrawy. Rezygnuje z klasycznych list składników i dzielenia opisu na punkty, mało tego: nie zamierza też zwracać się do odbiorców lub sygnalizować kolejnych kroków bezosobowymi poradami. Pisze, co ona sama w konkretnej sytuacji zrobiła – a czy spotka naśladowców, to już znacznie mniej ważne. Jedynym sygnałem dla odbiorców jest zmiana graficzna: przepisy Małkowskiej zyskują „podkreślenie” tła i pogrubienie czcionki. Nie ma w „Życiu na przekąskę” faktycznych kursów kulinarnych, gotowanie to bardziej dodatek do opowieści o PRL-u. W tle wynotowuje autorka kwestie polityczne i przemiany ustrojowe – ale ten motyw nie odciąga jej od pisania o towarzyskim aspekcie sztuki.
Krótkie teksty pełne treści, których próżno by szukać w tomach o PRL-u sporo mówią o obyczajowości i pomysłach ludzi. Małkowska tekst przygotowany przed laty wzbogaca dziś o drobne komentarze i dopowiedzenia, czasem uzupełnia nimi dawne spostrzeżenia, czasem za to rzuca nowe spojrzenie na zamknięte w felietonie relacje. Ma bardzo charakterystyczny styl pisania, dość mocny, konkretny i pozbawiony synestezyjności. Tu nie chodzi o rozkoszowanie się smakami, a o pokazanie egzotycznego dla dzisiejszych, zwłaszcza młodszych czytelników trybu życia. Małkowska zabiera odbiorców w podróż w przeszłość, ale nie zamierza się tą przeszłością delektować czy rozczulać się nad przeniesionymi z niej pomysłami. To kolejna ciekawostka dotycząca życia codziennego w PRL-u.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz