sobota, 13 czerwca 2015

Helen Fielding: Bridget Jones. Szalejąc za facetem

Zysk i S-ka, Poznań 2014.

Prawo do szczęścia

Bridget Jones konsekwentnie zatapia się w swojej niedoskonałości, aby – równie konsekwentnie – przypominać czytelniczkom, że niezależnie od sytuacji mają prawo do szczęścia i powinny o to szczęście zwalczyć. Bohaterka, która jest już w wieku średnim, kilka lat temu została wdową. Musi w końcu pożegnać swoje „dziewictwo z odzysku” i zacząć czerpać z życia to, co najlepsze. Nie będzie to łatwe, bo z wiekiem akceptowanie własnego ciała przychodzi jej z coraz większym trudem. Na początek Bridget musi zrzucić zbędne kilogramy i trochę opanować pracę jelit – choćby po to, żeby nie musieć powstrzymywać bąków na lekcji jogi.

„Bridget Jones. Szalejąc za facetem” to kolejna odsłona przygód tej, która przywraca zakompleksionym czytelniczkom wiarę w siebie. Helen Fielding zmusza Bridget do radykalnych działań, a do najbardziej odważnych pomysłów należy pchnięcie jej w ramiona dwudziestodziewięcioletniego kochanka. Matka dwójki rezolutnych (choć i mocno męczących) dzieci na nowo odkrywa przyjemność z seksu, chociaż spotkania z Roxterem obfitują w nieprzyjemności. Nie dość, że pierwsze randki łączą się z wymiotami (a łóżkowe wyczyny – z pierdzeniem), to jeszcze dzieci przynoszą do domu wszy, a walka z insektami trwać będzie prawie do końca obszernej powieści.

Bridget Jones to mistrzyni gaf. Zalicza kolejne komiczne wpadki, ale odbiorczynie, które nie gustują w humorze skatologicznym, będą czasem znużone powtarzalnością tego rodzaju żartów. Owszem, bohaterka znosi z podniesioną głową liczne upokorzenia po to, by odbiorczynie przestały się przejmować własnymi niedoskonałościami czy kryzysami – ale Fielding funduje tego sporo. Zwłaszcza temat wszy i puszczania bąków wałkuje w nieskończoność ze szczególnym upodobaniem, a żarty typu put-down nie każdemu odpowiadają.

Na uwagę zasługuje forma książki. Fielding towarzyszy swojej bohaterce w każdej chwili, ale dość rzadko wykorzystuje czystą powieściową narrację. Na początku rozdziałów podaje nietypowe statystyki wprowadzane przez bohaterkę, akcję urozmaica jej wpisami twittowymi lub smsami. Czasem też oddaje głos samej Bridget, która co kilka minut dzieli się najbardziej aktualnymi przemyśleniami i zmianami nastrojów. Te zapiski bywają mocno chaotyczne, ale też i mocno emocjonalne, pokazują prawdziwość bohaterki i pozwalają zrozumieć jej stany. To znacznie ciekawsze niż prowadzenie standardowej narracji, a dla czytelniczek jest też sygnałem dynamizmu akcji. Sama Bridget lubi też włączać do opowieści rozbudowane listy działań – to z kolei satyra na poradniki dotyczące organizacji czasu czy samodoskonalenia. Za każdym razem autorka wykorzystuje zastosowane rozwiązania formalne do budzenia śmiechu – w pijackich smsach zawiera desperację i szczerość Bridget, w jej przemyśleniach z kolejnych minut – wahania nastroju. Wszystko to służy budzeniu śmiechu, a i oswajaniu z niecodzienną sytuacją. Bo fakt, że Bridget wiąże się ze znacznie młodszym facetem, nie ma większego znaczenia, dopóki bohaterka jest w tej relacji szczęśliwa. Helen Fielding chce przekonać odbiorczynie, żeby nie zwracały uwagi na pozory i zawsze stawiały na własne szczęście. Chociaż ubiera ten przekaz w nieco naiwną fabułkę, dba z pewnością o rozrywkę masowej publiczności. Bridget nie jest i nie będzie kobietą idealną – ponosi klęski jako matka i jako partnerka – ale po każdym niepowodzeniu staje się silniejsza. To ukryte przesłanie przyda się czytelniczkom. Poza nim przecież Helen Fielding dostarcza prostej rozrywki, chwilami dość niewybrednej – ale można ją cenić za to, że gwarantuje swojej bohaterce pełną swobodę i szansę korzystania z życia. Bridget Jones może zachowywać się głupio i impulsywnie – to w połączeniu z jej przygodami zapewnia autorce poczytność.

1 komentarz:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej książki o Bridget.. Dawno temu oglądałam tylko filmy, czas odświeżyć pamięć :))

    OdpowiedzUsuń